Szedł słabo oświetloną i potwornie śliską ulicą, pośród przystrojonych resztkami bożonarodzeniowymi ozdóbek domów. Miło było na nie popatrzeć: dodawały otuchy i przypominały jego własny dom w Polsce. Właśnie, w Polsce. Jak bardzo chciałby tam już być! Jak bardzo chciałby usłyszeć gderaninę przekupek na targu, głosy swoich przyjaciół, rodziny. Och, jak bardzo! No, ale cóż. Jest tu, gdzie jest i nic tego nie zmieni. Koniec kropka.
Nagle poczuł, że ktoś go chwycił za ramię. Wystraszył się nie na żarty- to pewnie ci faceci od auta. Nie! Nie! Proszę, tylko nie to!
- Siema!- usłyszał dziewczęcy głos.- Ej, wystraszyłeś się mnie? No nie mów!- parsknęła śmiechem dziewczyna.
- A, to ty!- odetchnął z ulgą Alek, drapiąc się po głowie.
- No ja! A ty bez czapki chodzisz?...- westchnęła z lekką pogardą Jasia.
- Z czapką, czy bez... dla mnie nie ma różnicy. Tak w ogóle, skąd się tu wzięłaś? Przecież mówiłaś, że idziesz do domu.- spytał bez emocji Alek .
- No, bo idę do domu. Znaczy, to nie jest mój dom. Jestem na wymianie u rodziny Grant'ów, a ich dom jest w tę stronę, nie tamtą.- wskazała palcem, uśmiechając się.
- Taak.- odparł Alek, kompletnie niemający ochoty na rozmowę ze starszą koleżanką. Chciał jak najszybciej dotrzeć do auta, które zostawił za miastem, wziąć to, co chciał wziąć się stamtąd zmywać.
Lecz niestety tak się nie stało.
Joasia chyba go polubiła i zaczęła się rozgadywać. A przypomnę, że była bardzo, bardzo wczesna godzina.
- ... i wtedy nagle mokry jeszcze od farb obraz spadł mi na spodnie! Dlatego są teraz takie kolorowe! Hehe.- zaśmiała się.
- Bardzo interesujące. Muszę już iść, wybacz. Nara.- burknął Alek, przyśpieszając kroku.
- Czekaj, czekaj! Gdzie ci się tak spieszy? Aaa, no tak. Do ,,tego auta'', jak to wcześniej ująłeś. Rozumiem. Nie masz czasu na rozmowę ze mną. Szkoda, cześć.- powiedziała Asia najsłodszym i najsmutniejszym głosem jakim umiała, by spowodować skruchę Alka. Ale chłopak się nie ugiął, tylko jeszcze raz, znacznie bardziej stanowczo, powiedział jej ,,nara'', powodując, że dziewczyną wymamrotała coś jeszcze pod nosem, po czym odeszła z opuszczoną głową.
Uff.
Po ,,kłopocie''.
Teraz wystarczyło tylko wziąć pamiętnik Honoraty, jej telefon oraz tablet i wszystko miało by się z głowy. Lecz życie tak proste nie jest.
Kiedy Alek za pomocą powyginanego drutu otwierał drzwi samochodu, usłyszał czyjeś ciche, zagłuszone przez szum wiatru kroki. Odwrócił się gwałtownie i zdębiał. Kilka sekund potem poczuł mocne uderzenie w głowę.
Przed sobą miał ciemność.
A raczej nicość.
Pustkę.
Nie czuł dosłownie nic.
- Jeszcze mi się tu gówniarz, cholera jasna, kręcił! Sprzątnijcie go chłopaki!- zawołał wysoki mężczyzna, który przed chwilą rąbnął Alka w głowę ciężkim jak kamień kijem baseballowym.- Na co czekacie ofermy!? Za obijanie szef wam nie płaci!- powtórzył sfrustrowany.
- Dobra, wyluzuj kierowniku! Chwila, moment a chłopak znajdzie się o tam, w rzeczce, hehe. Chłooopakiii! Cho no tu! Sam go nie udźwignę, ciężki smarkacz, kurde!- zawołał niski i chudy jak patyk, zabiedzony facet. Pewnie z powodu swojej wagi nie mógł udźwignąć wcale nie grubego Alka.
Tak jak nakazał chudy, tak zrobili pozostali mężczyźni czający się za płotem, z tym, że najpierw owinęli ciało materiałem (jeszcze żywego) nastolatka i dopiero potem, bez najmniejszego trudu dźwignęli go, ruszając w stronę lasu.
Jasia schowana była za kolczastym ogrodzeniem. O dziwo, nikt jej jeszcze nie zauważył, z czego była bardzo dumna.
Gdy zobaczyła, co napakowani faceci zrobili Alkowi, wystraszyła się nie na żarty i dłonie zaczęły jej drżeć.
Nie wiedziała, co ma robić. Jeszcze nigdy w życiu nie znajdowała się w takiej sytuacji. Przerosło ją to. Ona- mądra, zdyscyplinowana perfekcjonistka nie wiedziała, co ma robić!
Chwyciła się za głowę, pragnąc się skoncentrować, co w tej chwili było nie lada wyczynem. Masując pulsujące skronie, wpadła na pomysł. Niewybitny, ryzykowny, ale tylko to miała w głowie.
Jej planem nie było dzwonienie na policję- po pierwsze: bardzo łatwo byłoby ją usłyszeć, gdyż wokół panuje cicho; po drugie policja przyjechałaby dawno po zdarzeniu.
Kiedy mężczyźni ruszyli w kierunku lasu, Jasia wyłoniła się zza płotu i ostrożnie podążyła za nimi. Co chwila chowała się za hałdę śniegu lub ogołocony z liści krzak, w obawie, że zostanie zauważona. Na szczęście nikt jej nie zauważył.
Chwilę potem draby wrzucili bezwładnego chłopaka do jakże płytkiej rzeki (czego oni się spodziewali? Momentalnego utopienia? Asia nie wierzyła, że są aż taki głupi). Kiedy tylko odeszli, złośliwie się śmiejąc i paląc najtańsze fajki, dziewczyna rozglądając się podbiegła do swawolnie płynącej rzeczki. Czuła się przeokropnie.
Ciemne niebo, przeszywająca na wskroś cisza, chłód, odludzie, ciało zawinięte w prześcieradło, dryfujące w rzece sprawiało, że zaczęła dygotać.
Sceneria jak z najstraszniejszego horroru.
Jasia zeszła z delikatnego, jednakże bardzo śliskiego zbocza, po czym weszła do rzeki. Nie obchodziły ją nowo kupione kozaki ze skóry. Wiedziała, że los chłopaka leży w jej rękach. To dziwne uczucie móc decydować, czy ktoś ma żyć, czy nie.
Dziewczyna chwyciła ciało od spodu i natychmiast sprawdziła czy twarz Alka jest zanurzona w wodzie. Okazało się, że niewiele brakowało, by się tam znalazła.
Ściągnęła z niego to ordynarne prześcieradło i z trudem wyniosła go z wody. Dzięki swoim kozakom na grubym jak pień koturnie udało jej się przejść po śliskim zboczu. Kiedy tylko znalazła się na płaszczyźnie, odetchnęła z ulgą i natychmiastowo sprawdziła, czy chłopak oddycha.
Oddychał.
Uderzenie nie było bardzo mocne. Na czole Alka widniał tylko okazały siniak, nie było nawet najmniejszej ranki.
Uff.
- Halo, halo? Aleeek! Hello!- powiedziała do chłopaka Jasia, uderzając go po policzkach.
Chłopak poczuł przeraźliwie słodki zapach, który jak się domyślił należał do Joanny. Jego domysły potwierdziły słowa, które następnie usłyszał. Co się stało? Czemu Aśka klęczy nad nim, okładając go po policzkach, krzycząc coś ze strachem?
.............................................................................
Nareszcie udało mi się coś napisać.
Jak tam w szkole? =D
Nagle poczuł, że ktoś go chwycił za ramię. Wystraszył się nie na żarty- to pewnie ci faceci od auta. Nie! Nie! Proszę, tylko nie to!
- Siema!- usłyszał dziewczęcy głos.- Ej, wystraszyłeś się mnie? No nie mów!- parsknęła śmiechem dziewczyna.
- A, to ty!- odetchnął z ulgą Alek, drapiąc się po głowie.
- No ja! A ty bez czapki chodzisz?...- westchnęła z lekką pogardą Jasia.
- Z czapką, czy bez... dla mnie nie ma różnicy. Tak w ogóle, skąd się tu wzięłaś? Przecież mówiłaś, że idziesz do domu.- spytał bez emocji Alek .
- No, bo idę do domu. Znaczy, to nie jest mój dom. Jestem na wymianie u rodziny Grant'ów, a ich dom jest w tę stronę, nie tamtą.- wskazała palcem, uśmiechając się.
- Taak.- odparł Alek, kompletnie niemający ochoty na rozmowę ze starszą koleżanką. Chciał jak najszybciej dotrzeć do auta, które zostawił za miastem, wziąć to, co chciał wziąć się stamtąd zmywać.
Lecz niestety tak się nie stało.
Joasia chyba go polubiła i zaczęła się rozgadywać. A przypomnę, że była bardzo, bardzo wczesna godzina.
- ... i wtedy nagle mokry jeszcze od farb obraz spadł mi na spodnie! Dlatego są teraz takie kolorowe! Hehe.- zaśmiała się.
- Bardzo interesujące. Muszę już iść, wybacz. Nara.- burknął Alek, przyśpieszając kroku.
- Czekaj, czekaj! Gdzie ci się tak spieszy? Aaa, no tak. Do ,,tego auta'', jak to wcześniej ująłeś. Rozumiem. Nie masz czasu na rozmowę ze mną. Szkoda, cześć.- powiedziała Asia najsłodszym i najsmutniejszym głosem jakim umiała, by spowodować skruchę Alka. Ale chłopak się nie ugiął, tylko jeszcze raz, znacznie bardziej stanowczo, powiedział jej ,,nara'', powodując, że dziewczyną wymamrotała coś jeszcze pod nosem, po czym odeszła z opuszczoną głową.
Uff.
Po ,,kłopocie''.
Teraz wystarczyło tylko wziąć pamiętnik Honoraty, jej telefon oraz tablet i wszystko miało by się z głowy. Lecz życie tak proste nie jest.
Kiedy Alek za pomocą powyginanego drutu otwierał drzwi samochodu, usłyszał czyjeś ciche, zagłuszone przez szum wiatru kroki. Odwrócił się gwałtownie i zdębiał. Kilka sekund potem poczuł mocne uderzenie w głowę.
Przed sobą miał ciemność.
A raczej nicość.
Pustkę.
Nie czuł dosłownie nic.
- Jeszcze mi się tu gówniarz, cholera jasna, kręcił! Sprzątnijcie go chłopaki!- zawołał wysoki mężczyzna, który przed chwilą rąbnął Alka w głowę ciężkim jak kamień kijem baseballowym.- Na co czekacie ofermy!? Za obijanie szef wam nie płaci!- powtórzył sfrustrowany.
- Dobra, wyluzuj kierowniku! Chwila, moment a chłopak znajdzie się o tam, w rzeczce, hehe. Chłooopakiii! Cho no tu! Sam go nie udźwignę, ciężki smarkacz, kurde!- zawołał niski i chudy jak patyk, zabiedzony facet. Pewnie z powodu swojej wagi nie mógł udźwignąć wcale nie grubego Alka.
Tak jak nakazał chudy, tak zrobili pozostali mężczyźni czający się za płotem, z tym, że najpierw owinęli ciało materiałem (jeszcze żywego) nastolatka i dopiero potem, bez najmniejszego trudu dźwignęli go, ruszając w stronę lasu.
Jasia schowana była za kolczastym ogrodzeniem. O dziwo, nikt jej jeszcze nie zauważył, z czego była bardzo dumna.
Gdy zobaczyła, co napakowani faceci zrobili Alkowi, wystraszyła się nie na żarty i dłonie zaczęły jej drżeć.
Nie wiedziała, co ma robić. Jeszcze nigdy w życiu nie znajdowała się w takiej sytuacji. Przerosło ją to. Ona- mądra, zdyscyplinowana perfekcjonistka nie wiedziała, co ma robić!
Chwyciła się za głowę, pragnąc się skoncentrować, co w tej chwili było nie lada wyczynem. Masując pulsujące skronie, wpadła na pomysł. Niewybitny, ryzykowny, ale tylko to miała w głowie.
Jej planem nie było dzwonienie na policję- po pierwsze: bardzo łatwo byłoby ją usłyszeć, gdyż wokół panuje cicho; po drugie policja przyjechałaby dawno po zdarzeniu.
Kiedy mężczyźni ruszyli w kierunku lasu, Jasia wyłoniła się zza płotu i ostrożnie podążyła za nimi. Co chwila chowała się za hałdę śniegu lub ogołocony z liści krzak, w obawie, że zostanie zauważona. Na szczęście nikt jej nie zauważył.
Chwilę potem draby wrzucili bezwładnego chłopaka do jakże płytkiej rzeki (czego oni się spodziewali? Momentalnego utopienia? Asia nie wierzyła, że są aż taki głupi). Kiedy tylko odeszli, złośliwie się śmiejąc i paląc najtańsze fajki, dziewczyna rozglądając się podbiegła do swawolnie płynącej rzeczki. Czuła się przeokropnie.
Ciemne niebo, przeszywająca na wskroś cisza, chłód, odludzie, ciało zawinięte w prześcieradło, dryfujące w rzece sprawiało, że zaczęła dygotać.
Sceneria jak z najstraszniejszego horroru.
Jasia zeszła z delikatnego, jednakże bardzo śliskiego zbocza, po czym weszła do rzeki. Nie obchodziły ją nowo kupione kozaki ze skóry. Wiedziała, że los chłopaka leży w jej rękach. To dziwne uczucie móc decydować, czy ktoś ma żyć, czy nie.
Dziewczyna chwyciła ciało od spodu i natychmiast sprawdziła czy twarz Alka jest zanurzona w wodzie. Okazało się, że niewiele brakowało, by się tam znalazła.
Ściągnęła z niego to ordynarne prześcieradło i z trudem wyniosła go z wody. Dzięki swoim kozakom na grubym jak pień koturnie udało jej się przejść po śliskim zboczu. Kiedy tylko znalazła się na płaszczyźnie, odetchnęła z ulgą i natychmiastowo sprawdziła, czy chłopak oddycha.
Oddychał.
Uderzenie nie było bardzo mocne. Na czole Alka widniał tylko okazały siniak, nie było nawet najmniejszej ranki.
Uff.
- Halo, halo? Aleeek! Hello!- powiedziała do chłopaka Jasia, uderzając go po policzkach.
Chłopak poczuł przeraźliwie słodki zapach, który jak się domyślił należał do Joanny. Jego domysły potwierdziły słowa, które następnie usłyszał. Co się stało? Czemu Aśka klęczy nad nim, okładając go po policzkach, krzycząc coś ze strachem?
.............................................................................
Nareszcie udało mi się coś napisać.
Jak tam w szkole? =D
Rozdział 23