29 maja 2013

Rozdział 20

          Leona zdenerwowała się i to nie na żarty. Jak można być złym na kogoś, za to, że się mu uratowało życie!? No, błagam! Z tego właśnie powodu powodu dziewczyna poszła swoją drogą, nie słuchając się tego niewdzięcznika. Choć nie wiedziała dokąd zmierza, była zadowolona, że przynajmniej nie będzie musiała słuchać pojękiwań i postękiwań swojego 'szlachetnego towarzysza'.
          Gdy przebiegła już około 20 metrów, odwróciła się, by sprawdzić (tak z ciekawości) co robi Alek. Jej przeczucie okazało się być słuszne- chłopak siedział na ściętym pniu drzewa z tą swoją pochyloną w bok głową i gapił się na nią wzrokiem ojca syna marnotrawnego.
- Niech ma za swoje, ten pajac jeden!- warknęła sama do siebie Leona- Nie wrócę i już!!!- mówiąc to dziewczyna pokręciła głową i pobiegła w stronę zagajnika malującego się na horyzoncie. Nie obchodziło ją, czy to daleko, czy nie, ważne dla niej było to, że nie musi się już słuchać przywódczego chłopaka.
Po kilkunastu minutach wędrówki w minusowych temperaturach Leona poczuła, że zamarzają jej palce u nóg i u dłoni. Aby je jak najszybciej rozgrzać, postanowiła zatrzymać się na chwilę i powyginać je. W tym celu przykucnęła obok pokrytego śniegiem pieńka i zaczęła je ,,gimnastykować''.

* W tym samym czasie *
         Po odejściu Leony, Alek poczuł dwie rzeczy: ulgę, że nie musi już słuchać użalania dziewczyny, ale też przepełniającą jego głowę odpowiedzialność za nią, którą kilka minut temu bardzo zawiódł. Ale, co tam. Skoro sobie poszła, to widocznie jej się z nim nie podobało i po prostu wróci do hotelu, zapewne bardzo oburzona. Nie ma się czym przejmować. Chociaż... warto mieć ją (w razie czego) na oku.
Z tymi myślami w głowie, Alek poszedł ubitą drogą prowadzącą do miasta. Postanowił, że wpadnie do domu wujka i powie mu o tym, co widział, nie wspominając o porwaniu. Lecz nie było to takie proste. Po pierwsze, nie wiedział gdzie się znajduje i w którą stronę ma iść. Po drugie, w jego głowie nadal tkwił oburzony i jakże pełny smutku wyraz twarzy swej towarzyszki- Leony, który nie pozwalał mu na wędrówkę w inną stronę, niż ona poszła. Ha, i co tu począć? 
A niech będzie. Pójdzie za dziewczyną i będzie ją śledził. 
O nie! Nie śledził, tylko niezauważalnie pilnował. O, tak brzmi znacznie lepiej.
          Kiedy przemaszerował jakiś kawałek, zobaczył Leonę klęczącą przy pniu i robiącą coś dziwnego ze swymi palcami. Dopiero po chwili spostrzegł, że dziewczyna je po prostu rozgrzewa. No tak, nic dziwnego, przy temperaturze obecnie panującej nie trudno było o zamarznięcie palców. O, uwaga. Leona wstała i udała się w kierunku malującego się na horyzoncie zagajnika. Ha, pewnie  myśli, że zaraz za nim ujrzy miasto lub jakikolwiek teren (choć trochę) zabudowany. Biedne to dziewczę, biedne. Za zagajnikiem nie ma nic innego jak gołe pole, aktualnie pokryte grubą warstwą lodu i śniegu.

 ***
          - Haha, Alek myślał, że mnie przechytrzył. Nie! To ja przechytrzyłam jego. Głupi chłopak, poszedł prost w szczere pole, gdzie tylko śnieg! Ludzie, ludzie! Przecież wiadomo, że gdzie zagajnik, tam i zaraz domy się pojawią! Niby taki inteligentny i bystry, a jednak!- myślała sobie Leona, gdy nagle jej oczom ukazał się inny chłopak, siedzący na ziemi i chowający głowę w rękach. Obok niego stała dziewczyna, która darła się wniebogłosy, że on (tzn. ten chłopak z twarzą ukrytą w muskularnych dłoniach) jej już nie kocha, bo nie pójdzie z nią na bal.
- Mój Boże- zawyła do siebie w myśli Leona- Jakie ludzie mają problemy! Kłócą się o jakiś tam bal...- w tej samej chwili dziewczynie przypomniało się, że ona też się pokłóciła i to o jeszcze głupszą błahostkę. To dało jej do myślenia: zapalona do działania, postanowiła jak najprędzej zawrócić i przeprosić Alka (choć wiedziała, że to o n ją powinien przeprosić...). 
Kiedy znalazła się kilkanaście metrów od miejsca, gdzie niedawno obserwowała wkurzoną dziewczynę i smutnego chłopaka, zobaczyła Alka i o mało nie upadła z wrażenia. 
- Znalazł się kurde szpieg, od siedmiu boleści...- warknęła sama do siebie- Ale, ale... miałam być już 'dobra'.
- Ooo, kogo to moje oczy widzą, hę? Leonę! I co?... Jednak wróciłaś?- spytał Alek znów zawadiacko unosząc brew.
- Tak.- odparła Leona, naśladując akcent i wyraz twarzy Alka.- A teraz do hotelu, bo cholera zaraz zamarznę!
- Spoookojnie! A tak w ogóle... to sorry Leona, że się tak na ciebie wydarłem. Faktycznie, uratowałaś nam życie. Dzięki.- wymamrotał dość skrępowany tą niezręczną sytuacją Alek.
- Hohoho, nie sądziłam, że jesteś zdolny do przeprosin.- powiedziała Leona uśmiechając się leciutko pod nosem.- Ale przeprosiny przyjęte.
W tym momencie stało się coś, czego dziewczyna by się w życiu nie spodziewała- Alek przytulił ją i pocałował mówiąc ,,Jeszcze raz sorry''. 
Leonę zatkało. 












__________________________________________
Miałam dodać rozdział wcześniej, ale zapomniałam ;c sorrry!
Bardzo proszę o komentarze... każdy mnie tak motywuje do dalszego pisania, jak nie wiem co. :)

PS. Kocham Sóley! Ona ma taki świetny głos!!!



24 maja 2013

Zapowiedź... :))

Cześć! W ten weekend (albo poniedziałek lub wtorek xD) postaram się dodać nowy rozdział, bo mam natchnienie ^.^.
Btw, przyszedł mi do głowy pomysł, żebym sobie założyła blogowo-prywatnego Facebook'a i jak ktoś by chciał, to mogłabym dodać do znajomych i jednocześnie powiadamiać o nowych rozdziałach... ;-) Wydaje mi się, że przez to mogłabym rozreklamować swoje opowiadanie.
Co wy na to?
A, i jak bym je już założyła, to pewnie powiadomię Was w nowym poście :)



12 maja 2013

Rozdział 19 /cz.III/

          Źle, źle, źle! Och, nie jest źle, jest okropnie! Gdyby czas można było cofnąć... Ale niestety nie ma takiej możliwości. Szkoda. Siedzenie przywiązanym do pełnej drzazg beli, z osobą, której  się prawie nie zna i to na dodatek z zaklejonymi kończynami wcale nie jest przyjemne.
          Pierwszy ocknął się Alek. Oddychał ciężko i nawet najmniejsze światło powodowało, że jego oczy się zamykały.
Chłopak z trudem rozejrzał się po pomieszczeniu. Było tu brudno, zimno i mokro. Pod niewielkim okienkiem znajdującym się na drugim końcu tej nory, siedziało czterech mężczyzn o zbójeckich gębach. Najwyraźniej coś obmawiali. Obok nich leżała otwarta walizka w której znajdowało się kilka butelek najtańszego alkoholu oraz cała masa przemokłych szmat (trudno to nazwać ubraniami). Na ten widok Alek skrzywił się z niesmakiem. Nagle poczuł, że coś za nim się poruszyło i że to coś było bardzo blisko niego. A tym czymś była dziewczyna o rzadko w Polsce spotykanym imieniu- Leona.
Jak mógł o niej zapomnieć! Ha, i właśnie to znaczy brać odpowiedzialność za dziewczynę, której się prawie nie zna... Och!
- Halo, słyszysz mnie?- szepnął Alek w stronę Leony. W odpowiedzi usłyszał ciszę, lecz chwilę potem dziewczyna znów się poruszyła i jednocześnie się ocknęła.
- Teraz mnie słyszysz?- spytał ponownie.
- Terazzz tooo tttakkk... Zzzimno tttu; źźźle mmmi, a mmmówiiiłeś, że bbbędzie dobbbrze! Niennnawidzę cięęę!- krzyknęła Leona, co spowodowało nagłą interwencję bandytów. Wielki mężczyzna (jako najagresywniejszy z tej całej bandy) gwałtownie wstał z krzesła i ruszył w stronę porwanych dzieci.
- A wam to się już od tego siedzenia we łbach popieprzyło? Cicho być, bo jak nie to psami poszczuję!!!- krzyknął wielki mężczyzna, na co inny podnosząc rękę odpowiedział mu następująco:
- Ależ Marku! Spokojnie, nie ma się co denerwować. Niech sobie gadają, przecież zostało im tylko parę godzin życia... Pamiętaj, spokojnie!- usłyszawszy wypowiedź tego faceta, Alek i Leona wystraszyli się jak nigdy w życiu. Nie spodziewali się, że ci mężczyźni mogą ich zabić 'od tak' i to za parę godzin! Na co im potrzebne trupy piętnastolatków?! Na zrobienie strachów na wróble?
Zdruzgotani tym, co przed chwilą usłyszeli, zaczęli poważnie myśleć. A myślenie w tym momencie było niezwykle trudną czynnością!...
         Trzeba działać tu i teraz. Ale nie bezmyślnie. Ważne jest, by siedzący przy stole mężczyźni nic nie zobaczyli. Hm, tylko jak?!...
Alek zdawał sobie sprawę z tego, że Leona nic mądrego raczej nie wymyśli. Ta dziewczyna działa zbyt gwałtownie, zbyt pochopnie. Posłuchanie się jej groziłoby śmiercią natychmiastową-pomyślał. Ale się pomylił. W głowie Leony tworzył się plan. I to wcale nie taki zły, jakby się po tej 'zbyt gwałtownej i pochopnej' dziewczynie mogło spodziewać.
- AAAAAAAAAAA!- krzyknęła nagle Leona, co spowodowało, że mężczyźni (o dziwo wszyscy) wstali i podbiegli do dziewczyny powoli wyciągając schowane w kieszeniach pistolety. Lecz ona była sprytniejsza. Pomimo bólu, który nadal czuła, wyciągnęła (tak jak bandyci: z kieszeni) gaz pieprzowy i zaczęła nim psikać po oczach wrogów. Zdziwieni zachowaniem dziewczyna mężczyźni zaczęli kaszleć i wrzeszczeć wniebogłosy.
- Ha i dobrze im tam! Alek, wiejemy!- krzyknęła Leona wołając tym samym jej towarzysza, który patrzył z niedowierzaniem na tą całą sytuację. Gdy zdyszani oddalili się jak najdalej to było możliwe, ze zmęczenia padli na ziemię ciesząc się, że żyją. Tak, że żyją. Może i brzmi to dość paradoksalnie, ale tak było.
- Ej, Leona, skąd ty masz gaz pieprzowy?- spytał Alek- Tylko nie mów, że u ciebie w domu się tego używa...
- Znalazłam w aucie tych bandziorów. A co? Myślałeś, że to moje?
- Nie, nie, skądże...- choć chłopak zaprzeczył, to tak naprawdę, myślał inaczej.
- Ehe... dobra, co teraz robimy? Jesteśmy na jakimś 'angielskim' pustkowiu bez żadnej mapy, ani niczego w tym stylu! Teraz zostaje nam tylko głodówka i śmierć z zimna. Haha.- zaśmiała się sucho dziewczyna, w której nadal żyły wydarzenia z ostatniego czasu.
- Nie jest aż tak źle. Wiem, którędy jest do miasta. Za mną.- mówiąc to chłopak obrócił się napięcie i długim krokiem zaczął podążać w kierunku południowym.
          Nagle zrobiło się niezwykle (jak na zimę) ciepło. Zasłonięte dotychczas chmurami niebo ukazało swój błękit, a brudny śnieg jakby 'zbielał'. Robiło się pięknie!
I chociaż jeszcze nie tak dawno (może 15 minut temu?) było okropnie, teraz rozpogodzone niebiosa zaczęły 'pocieszać' zagubioną dwójkę.
- Na pewno wiesz, gdzie idziesz?- spytała podejrzliwie Leona- Bo coś mi się wydaje, że znowu pakujesz nas w kłopoty...
- Nie pakuję. Ja po prostu staram się dotrzeć jak najszybciej do miasta i przy okazji dowiedzieć się czegoś o tych facetach. Nie wyglądają mi na mafię. Wg mnie to 'miejscowi rabusie' czający się na majątek Grant'ów bez żadnego planu. Lecz ich szef, to ktoś zupełnie inny. To ktoś, kto nie drze japy z byle powodu i nie strzela do ludzi 'od tak'. On umie zabić kilkoma, nawet nie głośnymi słowami bez użycia przemocy, chyba, że za słowo przemoc uważasz śmierć głodową. I właśnie o nim chcę się dowiedzieć jak najwięcej.
- No, ale po co o nim, skoro to ci 'miejscy rabusie' zabili i szantażowali Honoratę?
- Bo to on za wszystkim stoi.
- Z tego co powiedziałeś, wynika, że ten cały szef nie przekazał swym podwładnym żadnego planu działania. Wyznaczył im tylko cel. Czemu? Przecież, gdyby im powiedział jak mają postępować, już dawno zdobyliby to, co zdobyć chcą.
- Dobrze rozumujesz, lecz ich szef jest cholernie sprytny i przebiegły. Nie powierzył swoim podwładnym żadnego planu, ponieważ, gdyby namierzyła ich policja, on mógłby się ich najzwyczajniej w świecie wyprzeć, a gliny nie miałyby żadnego dowodu na jego współpracę z tymi facetami, no chyba, że wystarczyłyby im nic nie warte słowa 'miejscowych rabusiów'. I wiesz, co by się wtedy stało? 'Miejscowych rabusiów' posadziliby za kratki, natomiast ich szefa-nie-szefa jeszcze odznaczyli by orderem, za to, że się nie poddał presji bandytów!
- Aaa, i wtedy ten szef mógłby nadal prowadzić swą nielegalną działalność?...- spytała Leona porcjując sobie pytanie za pomocą gestykulacji.
- Tak.
- No dobrze, a jaka jest w tym twoja rola?
- Moją rolą jest udowodnienie winy szefa tej bandy. Gdybym teraz powiedział policji, że to wszystko wina jednego mężczyzny, który by się zapewne wszystkiego wyparł, wyśmialiby mnie i odesłali z poczuciem przegranej do domu.
- Rozumiem. A jak chcesz udowodnić jego winę?... Bo wiesz, to może się okazać niewykonalnym wyzwaniem...
- Nie ma rzeczy niewykonalnych, Leono. Ja po prostu nakręcę filmik podczas, gdy i bandyci, i ich szef będą ze sobą rozmawiać. Szczerze mówiąc, to ... (nie obraź się), ale popsułaś mój plan. Gdybyśmy zostali w tej piwnicy miałbym wielkie szanse na nakręcenie moją mini-kamerką filmu, tak bardzo mi potrzebnego...
- Jak śmiesz! Nie słyszałeś, co mówili ci bandyci!? Że nas zabiją! Powinieneś mi na kolanach dziękować, za to, że nas wyratowałam!
- Ej, spokojnie, nie drzyj się! Nikt ci nie kazał nas ratować. Gdyby to było potrzebne, sam bym to zrobił. Ci pseudo bandyci tylko nas tak straszyli.- to, co Leona przed chwilą usłyszała, wstrząsnęło nią jeszcze bardziej niż zachowanie 'miejscowych rabusiów'. Zdenerwowała się i to nie na żarty.
- Skoro tak, to ja sobie pójdę sama! Nie jestem ci wcale potrzebna!!!- mówiąc to, dziewczyna pokazała Alkowi środkowy palec, po czym gwałtownie się obróciła i pobiegła przed siebie.
- Leona, no! Stój!- krzyknął w ślad za dziewczyną Alek.- Ach, Leona! Jeszcze się zgubisz i co? I będę cię musiał szukać po całym Londynie! Zostań!



_______________________________________________
Znowu długo czekaliście, och, przepraszam, ale nie umiem wyrobić się z tym wszystkim! A tym bardziej, że robi się coraz cieplej i coraz bliżej do wakacji, nic mi się nie chce robić ^^.
Zauważyliście nowy szablon? Bardzo mi się podoba!

Pozdrawiam, Róża ;)