4 października 2013

Rozdział 24

           - AaaAaasiaaaa... Ooo, aaa eeej! Co ty tu, tego, eee...- wymamrotał resztką sił przemoczony Alek.- Ejjj kuuuwaaa, czemu jestem mokry! Coo tttty zze mną zrrobiłaś!- warknął już nieco głośniej.
- Kolego, po pierwsze spokojniej! A po drugie zawdzięczasz mi swoje życie. Jak wydobrzejesz, opowiem Ci, co się stało.- odparła spokojnie Joanna, chwytając chłopaka pod ramię, by się nie przewrócił.
- Co ttty zze mną robisz! Puść mniiiie nattychmiasttt albo zacznę krzyczeććć!- huknął Alek, odpychając od siebie Aśkę, jednocześnie próbując się otrząsnąć. Miał dosyć sprawy Honoraty, która go przerosła bardziej, niż się spodziewał. Nie cierpiał chwil, w których nie mógł nic zrobić. Chociaż by bardzo chciał i miał wszystko co potrzeba.
Ciężko jest być perfekcjonistą.
Takim cholernym perfekcjonistą. Lecz trzeba wiedzieć, że nie wszystko da się zrobić, że nie warto przeceniać siebie i swoich umiejętności.
Trudno, wróci do domu bez żadnych dowodów w sprawie Honoraty. Ale za to z jakimi wspomnieniami!
Pstryk!
I znów była tylko ciemność.
- Alek, błagam, tylko mi nie mdlej, na litość Boską!- zawyła zrozpaczona Joanna.- Jezusie Nazarejski, Matko Przenajświętsza, pomóżcie!
          Klepiąc i tak już obolałego chłopaka po twarzy, Jasia poczuła, że mimo wszystko bardzo go polubiła. Wpatrując się w jego wychudziałą buźkę zauważyła, że spod zamkniętych oczu Alka wypłynęła łza. A za nią kolejna.
- Aśka, cholera jasna, ja tu dłużej nie wytrzymam, chcę do Polski.- jęknął przeraźliwie smutno.- Nie wiem, jak miałbym się tam znaleźć. Nie wiem. Pomóż mi...
- Hej, hej! Chłopaki nie płaczą, głowa do góry! A czy ta wasza kolonia przypadkiem jutro nie wyjeżdża z Londynu?... Coś mi chyba o tym wspominałeś.- pocieszyła go dziewczyna.
- Faktycznie! Jutro wyjeżdżamy! Aśka, jesteś wspaniała!

***
          Leona stała przed ogromnym, XIX wiecznym budynkiem-hotelem, w którym reszta grupy mile spędziła cały tydzień. 
Przed jej oczami przelatywały wszystkie chwile, przygody spędzone z Alkiem, najczęściej w ogromnym cierpieniu. Jednak każda ta chwila kojarzyła jej się niezwykle mile. Prawie tak mile, jak szóstka ze sprawdzianu z matmy, czy imieniny babci. Dziwne, prawda?
- Leona? Dziecko kochane! Tak mi szkoda, że musiałaś spędzić ten tydzień w szpitalnych murach, zamiast w naszym towarzystwie! Oczywiście mam nadzieję, że wszystko u Ciebie dobrze?- spytała przymilnie pani Lisowska.
- Tak, tak, proszę pani. A gdzie Alek?- spytała z utrapieniem Leona.
- Jak to? Nie wiesz? Przecież on cały czas się Tobą opiekował, to przecież Twój chłopak, Leono.
- Kto tak pani powiedział!?- krzyknęła Leona, wielce zaskoczona, tym co chwilę wcześniej usłyszała.
- Olga, nasza najlepsza uczennica.- odparła nauczycielka, delikatnie się uśmiechając
- Ach, no tak.- w tym momencie Leona zrozumiała intencje Olgi; dziewczyna chciała po prostu chronić Alka.- Nie wiem, czemu tak zareagowałam, przepraszam bardzo. Po prostu uciekł mi gdzieś z pola widzenia... - tłumaczyła się Leosia.
- Rozumiem. Tam jest, o już wchodzi do autokaru!- wskazała palcem pani Lisowska.
          Na twarzy dziewczyny pojawił się uśmiech- uśmiech przepełniony szczęściem i radością. Cieszyła się, że widzi Alka całego i zdrowego. Cieszyła się, że wraca do Polski. Cieszyła się, że niedługo zobaczy rodziców, dziadków.
Och, po prostu przewspaniale!














___________________________________
Przepraszam ogromnie, że tyle czasu nic nie dodawałam! Znajduję się w trudnej, smutnej sytuacji, nie miałam czasu na bloga... Wybaczcie, zrozumcie.

Następny rozdział będzie już niestety ostatni. Co miała zrealizować, to zrealizowałam i jeszcze te cholerne problemy...

Do następnego, 
Róża