4 października 2013

Rozdział 24

           - AaaAaasiaaaa... Ooo, aaa eeej! Co ty tu, tego, eee...- wymamrotał resztką sił przemoczony Alek.- Ejjj kuuuwaaa, czemu jestem mokry! Coo tttty zze mną zrrobiłaś!- warknął już nieco głośniej.
- Kolego, po pierwsze spokojniej! A po drugie zawdzięczasz mi swoje życie. Jak wydobrzejesz, opowiem Ci, co się stało.- odparła spokojnie Joanna, chwytając chłopaka pod ramię, by się nie przewrócił.
- Co ttty zze mną robisz! Puść mniiiie nattychmiasttt albo zacznę krzyczeććć!- huknął Alek, odpychając od siebie Aśkę, jednocześnie próbując się otrząsnąć. Miał dosyć sprawy Honoraty, która go przerosła bardziej, niż się spodziewał. Nie cierpiał chwil, w których nie mógł nic zrobić. Chociaż by bardzo chciał i miał wszystko co potrzeba.
Ciężko jest być perfekcjonistą.
Takim cholernym perfekcjonistą. Lecz trzeba wiedzieć, że nie wszystko da się zrobić, że nie warto przeceniać siebie i swoich umiejętności.
Trudno, wróci do domu bez żadnych dowodów w sprawie Honoraty. Ale za to z jakimi wspomnieniami!
Pstryk!
I znów była tylko ciemność.
- Alek, błagam, tylko mi nie mdlej, na litość Boską!- zawyła zrozpaczona Joanna.- Jezusie Nazarejski, Matko Przenajświętsza, pomóżcie!
          Klepiąc i tak już obolałego chłopaka po twarzy, Jasia poczuła, że mimo wszystko bardzo go polubiła. Wpatrując się w jego wychudziałą buźkę zauważyła, że spod zamkniętych oczu Alka wypłynęła łza. A za nią kolejna.
- Aśka, cholera jasna, ja tu dłużej nie wytrzymam, chcę do Polski.- jęknął przeraźliwie smutno.- Nie wiem, jak miałbym się tam znaleźć. Nie wiem. Pomóż mi...
- Hej, hej! Chłopaki nie płaczą, głowa do góry! A czy ta wasza kolonia przypadkiem jutro nie wyjeżdża z Londynu?... Coś mi chyba o tym wspominałeś.- pocieszyła go dziewczyna.
- Faktycznie! Jutro wyjeżdżamy! Aśka, jesteś wspaniała!

***
          Leona stała przed ogromnym, XIX wiecznym budynkiem-hotelem, w którym reszta grupy mile spędziła cały tydzień. 
Przed jej oczami przelatywały wszystkie chwile, przygody spędzone z Alkiem, najczęściej w ogromnym cierpieniu. Jednak każda ta chwila kojarzyła jej się niezwykle mile. Prawie tak mile, jak szóstka ze sprawdzianu z matmy, czy imieniny babci. Dziwne, prawda?
- Leona? Dziecko kochane! Tak mi szkoda, że musiałaś spędzić ten tydzień w szpitalnych murach, zamiast w naszym towarzystwie! Oczywiście mam nadzieję, że wszystko u Ciebie dobrze?- spytała przymilnie pani Lisowska.
- Tak, tak, proszę pani. A gdzie Alek?- spytała z utrapieniem Leona.
- Jak to? Nie wiesz? Przecież on cały czas się Tobą opiekował, to przecież Twój chłopak, Leono.
- Kto tak pani powiedział!?- krzyknęła Leona, wielce zaskoczona, tym co chwilę wcześniej usłyszała.
- Olga, nasza najlepsza uczennica.- odparła nauczycielka, delikatnie się uśmiechając
- Ach, no tak.- w tym momencie Leona zrozumiała intencje Olgi; dziewczyna chciała po prostu chronić Alka.- Nie wiem, czemu tak zareagowałam, przepraszam bardzo. Po prostu uciekł mi gdzieś z pola widzenia... - tłumaczyła się Leosia.
- Rozumiem. Tam jest, o już wchodzi do autokaru!- wskazała palcem pani Lisowska.
          Na twarzy dziewczyny pojawił się uśmiech- uśmiech przepełniony szczęściem i radością. Cieszyła się, że widzi Alka całego i zdrowego. Cieszyła się, że wraca do Polski. Cieszyła się, że niedługo zobaczy rodziców, dziadków.
Och, po prostu przewspaniale!














___________________________________
Przepraszam ogromnie, że tyle czasu nic nie dodawałam! Znajduję się w trudnej, smutnej sytuacji, nie miałam czasu na bloga... Wybaczcie, zrozumcie.

Następny rozdział będzie już niestety ostatni. Co miała zrealizować, to zrealizowałam i jeszcze te cholerne problemy...

Do następnego, 
Róża

2 września 2013

Rozdział 23

         Szedł słabo oświetloną i potwornie śliską ulicą, pośród przystrojonych resztkami bożonarodzeniowymi ozdóbek domów. Miło było na nie popatrzeć: dodawały otuchy i przypominały jego własny dom w Polsce. Właśnie, w Polsce. Jak bardzo chciałby tam już być! Jak bardzo chciałby usłyszeć gderaninę przekupek na targu, głosy swoich przyjaciół, rodziny. Och, jak bardzo! No, ale cóż. Jest tu, gdzie jest i nic tego nie zmieni. Koniec kropka.
          Nagle poczuł, że ktoś go chwycił za ramię. Wystraszył się nie na żarty- to pewnie ci faceci od auta. Nie! Nie! Proszę, tylko nie to!
- Siema!- usłyszał dziewczęcy głos.- Ej, wystraszyłeś się mnie? No nie mów!- parsknęła śmiechem dziewczyna.
- A, to ty!- odetchnął z ulgą Alek, drapiąc się po głowie.
- No ja! A ty bez czapki chodzisz?...- westchnęła z lekką pogardą Jasia.
- Z czapką, czy bez... dla mnie nie ma różnicy. Tak w ogóle, skąd się tu wzięłaś? Przecież mówiłaś, że idziesz do domu.- spytał bez emocji Alek .
- No, bo idę do domu. Znaczy, to nie jest mój dom. Jestem na wymianie u rodziny Grant'ów, a ich dom jest w tę stronę, nie tamtą.- wskazała palcem, uśmiechając się.
- Taak.- odparł Alek, kompletnie niemający ochoty na rozmowę ze starszą koleżanką. Chciał jak najszybciej dotrzeć do auta, które zostawił za miastem, wziąć to, co chciał wziąć się stamtąd zmywać.
Lecz niestety tak się nie stało.
Joasia chyba go polubiła i zaczęła się rozgadywać. A przypomnę, że była bardzo, bardzo wczesna godzina.
- ... i wtedy nagle mokry jeszcze od farb obraz spadł mi na spodnie! Dlatego są teraz takie kolorowe! Hehe.- zaśmiała się.
- Bardzo interesujące. Muszę już iść, wybacz. Nara.- burknął Alek, przyśpieszając kroku.
- Czekaj, czekaj! Gdzie ci się tak spieszy? Aaa, no tak. Do ,,tego auta'', jak to wcześniej ująłeś. Rozumiem. Nie masz czasu na rozmowę ze mną. Szkoda, cześć.- powiedziała Asia najsłodszym i najsmutniejszym głosem jakim umiała, by spowodować skruchę Alka. Ale chłopak się nie ugiął, tylko jeszcze raz, znacznie bardziej stanowczo, powiedział jej ,,nara'', powodując, że dziewczyną wymamrotała coś jeszcze pod nosem, po czym odeszła z opuszczoną głową.
Uff.
Po ,,kłopocie''.
          Teraz wystarczyło tylko wziąć pamiętnik Honoraty, jej telefon oraz tablet i wszystko miało by się z głowy. Lecz życie tak proste nie jest.
Kiedy Alek za pomocą powyginanego drutu otwierał drzwi samochodu, usłyszał czyjeś ciche, zagłuszone przez szum wiatru kroki. Odwrócił się gwałtownie i zdębiał. Kilka sekund potem poczuł mocne uderzenie w głowę.
Przed sobą miał ciemność.
A raczej nicość.
Pustkę.
Nie czuł dosłownie nic.
          - Jeszcze mi się tu gówniarz, cholera jasna, kręcił! Sprzątnijcie go chłopaki!- zawołał wysoki mężczyzna, który przed chwilą rąbnął Alka w głowę ciężkim jak kamień kijem baseballowym.- Na co czekacie ofermy!? Za obijanie szef wam nie płaci!- powtórzył sfrustrowany.
- Dobra, wyluzuj kierowniku! Chwila, moment a chłopak znajdzie się o tam, w rzeczce, hehe. Chłooopakiii! Cho no tu! Sam go nie udźwignę, ciężki smarkacz, kurde!- zawołał niski i chudy jak patyk, zabiedzony facet. Pewnie z powodu swojej wagi nie mógł udźwignąć wcale nie grubego Alka.
Tak jak nakazał chudy, tak zrobili pozostali mężczyźni czający się za płotem, z tym, że najpierw owinęli ciało materiałem (jeszcze żywego) nastolatka i dopiero potem, bez najmniejszego trudu dźwignęli go, ruszając w stronę lasu.
Jasia schowana była za kolczastym ogrodzeniem. O dziwo, nikt jej jeszcze nie zauważył, z czego była bardzo dumna.
Gdy zobaczyła, co napakowani faceci zrobili Alkowi, wystraszyła się nie na żarty i dłonie zaczęły jej drżeć.
Nie wiedziała, co ma robić. Jeszcze nigdy w życiu nie znajdowała się w takiej sytuacji. Przerosło ją to. Ona- mądra, zdyscyplinowana perfekcjonistka nie wiedziała, co ma robić!
Chwyciła się za głowę, pragnąc się skoncentrować, co w tej chwili było nie lada wyczynem. Masując pulsujące skronie, wpadła na pomysł. Niewybitny, ryzykowny, ale tylko to miała w głowie.
Jej planem nie było dzwonienie na policję- po pierwsze: bardzo łatwo byłoby ją usłyszeć, gdyż wokół panuje cicho; po drugie policja przyjechałaby dawno po zdarzeniu.
         Kiedy mężczyźni ruszyli w kierunku lasu, Jasia wyłoniła się zza płotu i ostrożnie podążyła za nimi. Co chwila chowała się za hałdę śniegu lub ogołocony z liści krzak, w obawie, że zostanie zauważona. Na szczęście nikt jej nie zauważył.
Chwilę potem draby wrzucili bezwładnego chłopaka do jakże płytkiej rzeki (czego oni się spodziewali? Momentalnego utopienia? Asia nie wierzyła, że są aż taki głupi). Kiedy tylko odeszli, złośliwie się śmiejąc i paląc najtańsze fajki, dziewczyna rozglądając się podbiegła do swawolnie płynącej rzeczki. Czuła się przeokropnie.
Ciemne niebo, przeszywająca na wskroś cisza, chłód, odludzie, ciało zawinięte w prześcieradło, dryfujące w rzece sprawiało, że zaczęła dygotać.
Sceneria jak z najstraszniejszego horroru.
Jasia zeszła z delikatnego, jednakże bardzo śliskiego zbocza, po czym weszła do rzeki. Nie obchodziły ją nowo kupione kozaki ze skóry. Wiedziała, że los chłopaka leży w jej rękach. To dziwne uczucie móc decydować, czy ktoś ma żyć, czy nie.
Dziewczyna chwyciła ciało od spodu i natychmiast sprawdziła czy twarz Alka jest zanurzona w wodzie. Okazało się, że niewiele brakowało, by się tam znalazła.
Ściągnęła z niego to ordynarne prześcieradło i z trudem wyniosła go z wody. Dzięki swoim kozakom na grubym jak pień koturnie udało jej się przejść po śliskim zboczu. Kiedy tylko znalazła się na płaszczyźnie, odetchnęła z ulgą i natychmiastowo sprawdziła, czy chłopak oddycha.
Oddychał.
Uderzenie nie było bardzo mocne. Na czole Alka widniał tylko okazały siniak, nie było nawet najmniejszej ranki.
Uff.
- Halo, halo? Aleeek! Hello!- powiedziała do chłopaka Jasia, uderzając go po policzkach.
          Chłopak poczuł przeraźliwie słodki zapach, który jak się domyślił należał do Joanny. Jego domysły potwierdziły słowa, które następnie usłyszał. Co się stało? Czemu Aśka klęczy nad nim, okładając go po policzkach, krzycząc coś ze strachem?






.............................................................................
Nareszcie udało mi się coś napisać.
Jak tam w szkole? =D

21 sierpnia 2013

Pewna historia- przeczytaj!

Nie moja, znaleziona w internecie:

Pewnego dnia chłopiec podchodzi do dziadka i mówi
:

" Dziadku, wszyscy mnie obgadują za moimi plecami."

Dziadek odparł
: "Przyjdź do mnie jutro rano
."

Chłopiec przyszedł wcześnie rano do dziadka i poszli na targ
.
Podczas drogi na targ chłopiec jechał na osiołku
 i wszyscy mówili:

"Taki młody jedzie na osiołku, a stary człowiek idzie obok
 "

Następnego dnia dziadek jechał na osiołku a chłopiec szedł obok
 i wszyscy mówili
: 
" Taki stary jedzie na osiołku, a mały chłopczyk idzie obok "


Następnego dnia nikt nie jechał na osiołku tylko prowadzili go obok
 i  wszyscy mówili
:
" Mają osiołka, a na nim nie jeżdżą "

Następnego dnia byli tak zmęczeni, że oboje postanowili wsiąść na osiołka i wszyscy mówili:
'' Mają nogi, a męczą osiołka ''

Nie przejmuj się tym, co mówią ludzie, co byś nie zrobił oni i tak Cię skrytykują.




Pozdrawiam, Róża :-)


P.S. Nowy rozdział już niedługo na blogu!

12 sierpnia 2013

Rozdział 22

         Godzina 5 rano. Za oknem tylko ciemność. Co jakiś czas można było ujrzeć przejeżdżający samochód rzucający rażące światło prosto w okno Leony- w końcu mieszkanie Karoliny to suterena. Właśnie przez oślepiające światło i ryk dzikiego silnika samochodu, Leosia (jak mówiła na Leonę siostra) obudziła się. Powoli unosząc powieki dostrzegła (dzięki świetle samochodu) leżącą na etażerce kartkę. Ooo, czy to nie za wcześnie?
- Jezus Maria, ale ta szafka daleko!- jęknęła ochryple - Masz ci los, jeszcze mi chrypy potrzeba!
          Liścik napisany został przez Karolinę. Biedna kobita, na czwartą przez budzące strach ciemne i zapyziałe ulice Londynu musi zasuwać do pracy! Czego się na robić dla pieniędzy...
Lecz liścik, jak się spodziewała Leona, nie został napisany przez Karolinę i wcale nie dotyczył pracy. Autorem świstka była Olga.
,,Zapomniałam Ci o czymś Leono powiedzieć. Głupio mi było mówić o tym przy Twojej siostrze i to jeszcze prosto w oczy, więc dlatego ujmuję to w słowach, na kartce. Otóż, jak wczoraj jechałam z Karoliną do szpitala zobaczyłam Alka siedzącego na ławce pod latarnią. Ale on nie był sam. Był z dziewczyną! I to na dodatek wysoką, zgrabną i blondynką! Siedzieli no... dość blisko siebie i wyglądali jakby się zaraz mieli całować. Podły! I to patrz jaką scenerię sobie znalazł- półmrok, a oni ściśnięci na sentymentalnej ławeczce w świetle latarni! Od razu żal mi się Ciebie zrobiło. A ja nieobecność tego całego zasranego (przepraszam za wyrażenie) Alka jeszcze tłumaczyłam przed nauczycielkami! Tak mi przykro. Zresztą jak to przeczytasz, to Tobie też będzie przykro.
Zaraz jadę z Twoją siostrą do hotelu (dla jasności, to będzie godzina 2).

Trzymaj się,
Olga
xoxo''

-Ojej, Olga to naprawdę miła dziewuszka, ciągle się o coś lub kogoś martwi.- powiedziała Leona delikatnie się uśmiechając.- Szkoda tylko, że Alek to nie mój chłopak ani nic w tym rodzaju, wtedy przynajmniej jej zmartwienia miałaby jakiś sens. Która godzina?- spytała samą siebie, wiedząc, że i tak nie otrzyma odpowiedzi. Po przeczytaniu listu od Olgi nie chciało się jej już spać, więc postanowiła znaleźć jakąś lampkę. Przesuwając ostrożnie nogami i rękami po miękkiej, nowej wykładzinie oraz rękami po otaczających ją meblach, ścianach natknęła się na swój telefon, który poprzedniego dnia położyła na szafce.
Ooo.
Nowa wiadomość. 
Alek.
No tak, można się było tego spodziewać.
,,Jesteś jeszcze w szpitalu?''- brzmiała wiadomość.
- Pisać sms'y o piątej nad ranem? Chyba mu się nudzi. Dobra, coś mu trzeba będzie odpisać.- powiedziała sobie w środku Leona.
,, Szpital, dom, szkoła... Nie widzę różnicy.''- klik ... poszło.
Jakąś chwilę potem telefon dziewczyny znów zabuczał.
- Ohoho. Bardzo mu się nudzi.- pomyślała, kręcąc głową.
,, To w końcu gdzie, bo z poprzedniej wiadomości raczej nic nie da się wywnioskować...''.
- Ale ciekawski. A, dobra. Niech będzie, odpiszę.
,, Ciekawość to pierwszy stopień do piekła- u Karoliny''.
Po napisaniu tej wiadomości Leona miała nadzieję, że chłopak niczego więcej już nie napisze, gdyż nagle zachciało jej się spać. Ale jednak się rozczarowała. Minutę później ekranik komórki się zaświecił.
,, Idziesz jutro ze mną za miasto, tam gdzie zostawiłem samochód?''
Gdyby ktoś przyglądał się tej sms'owej rozmowie mógłby ja zrozumieć w całkiem inny, dość sprośny sposób.
- Boże, jeszcze to! Och.- jęknęła Leona sięgając po telefon.
,, Nie. Źle się czuję i nie mam ochoty na takie ,,mroczne konwenanse'', stary (o ile mogę do Ciebie tak mówić, haha to zarąbiście brzmi).''
- Koniec tej pogadanki, idę spać, olewam wszystko.- i dokładnie w chwili, kiedy Leona schowała się pod kołdrą przyszedł nowy sms.- Choooleeera jaaasnaaa!- krzyknęła dziewczyna, natychmiastowo zasłaniając usta, gdyż zdała sobie sprawę, że może obudzić wyżej mieszkających sąsiadów.
,, Mroczne konwenanse powiadasz... Okej, zdrowej. Nara.''
Jak zwykle zakończył rozmowę słowem ,,nara''. To w odczuciu Leony było, jest i będzie bardzo prostackie.
          Dziewczyna spojrzała na zegarek w telefonie. Pół do szóstej- jeszcze sobie pośpi.
Wtuliła głowę w miękką, pachnącą płynem do płukania poduszkę, naciągnęła wygrzaną przez nią samą kołdrę po uszy, po czym powoli zamknęła oczy i momentalnie zasnęła.
Tymczasem Karolina biegała już po klinice z tabletkami, stetoskopem i innymi podobnymi przyrządami lekarskimi. Żeby Leona nie mogła wyjść z mieszkania, np. do tego łobuza Aleksa (nigdy nie mogła zapamiętać, że chłopak ma na imię Alek), zamknęła je na klucz. Na kuchennym stole zostawiła siostrze śniadanie składające się z dwóch kanapek z białym serem i dżemem, banana, kubka herbaty (kubek przykryła talerzykiem, żeby nie wystygła) oraz kawałka ciasta zwanego ,,Kopcem Kreta''. W saloniku (jakże małym- mniej więcej 10 m2) Karolina zostawiła Leonie laptopa oraz kilka książek, które znalazła w swej ogromnej kolekcji i które nadawały się dla 15- latki. Według niej Leona była jeszcze dzieciną, która nie powinna nawet sięgać po książki A. Christie, gdyż pewnie zesikałaby się ze strachu. Krótko mówiąc, Karolina jest osobą bardzo opiekuńczą (a czasami nawet nadopiekuńczą), bardzo dobrze dbającą o swych najbliższych (choć nie tylko) i o dziwo jeszcze (!) nie ma dzieci.
          Leona obudziła się kilka minut po dziesiątej. Przeciągnęła się niczym kot (ale tak, by nie uszkodzić gipsu), po czym wygramoliła się z łóżka, założyła siostrzane bamboszki i podreptała do kuchni, drapiąc się po swoich jakże suchych i łamliwych włosach.
Gdy tylko przekroczyła kuchenny próg, ogarnęło ją przemiłe zdziwienie- na stole leżało pyszne i pachnące śniadanko.
- Mmm, dżemik, białe serek, pycha! Oj, ale zmiękczam wyrazy! Niedobrze, niedobrze.- pouczyła sama siebie. Lubiła to rozbić. To znaczy pouczać samą siebie. Takie pouczanie bardzo często dawało zamierzone efekty.
Kiedy dziewczyna skończyła jeść śniadanie, postanowiła, że obejrzy sobie ,,apartament'' Karoliny. Zanim to zrobiła, zerknęła na telefon, by sprawdzić (tak na wszelki wypadek), czy Alek coś do niej napisał. I napisał.
,, Siema. Spenetrowałem to auto; znalazłem co chciałem. Haha, już widzę tytuły gazet- NASTOLATEK NAMIE''
I na tym wiadomość się kończyła. Leonę zdziwiło to, że ostatnie słowo nie zostało dokończone. Namie... namie... namierzać! Tak, pewnie to chciał napisać. Tylko czemu nie napisał tego słowa w całości?
Dziwne.
Naprawdę bardzo dziwne.
Tym bardziej, że Alek nie należał do roztrzepanych chłopaków, którzy zamiast pisać pełne wyrazy piszą ich skróty, np. ,,nara''- ,,nq'' albo ,,okej''- ,,kk''. Właśnie! A może ,,Namie'' to jakiś skrót!
Eee, nie. To by było bezsensowne, bo przecież Alek słowami ,,Nastolatek namie..'' chciał określić tytuł gazety, a nie jakiś ciężki do rozszyfrowania skrót.
Och. Leona zaczynała się martwić, dziwić, niepokoić. Wszystko na raz.
A jeśli znowuż coś mu się stało?
Boże.




............................................................................
Mam małe pytanko?
Zgłosić mojego bloga do ocenialni blogów? :)
Bo sama już nie wiem...



1 sierpnia 2013

Rozdział 21, cz. IV

- Co tu tak wali!?- krzyknęła bez najmniejszych skrupułów Karolina.- Dobrze, że Olga pomyślała i otworzyła okno! Inną drogą udało mi się przekonać ordynatora, żebym zabrała Cię do mojej kliniki, Leono. Nawet nie pytaj jak udało mi się to zrobić...
- Karolina, jesteś cudowna! A gdzie Alek?...- spytała ucieszona i zmartwiona jednocześnie nieobecnością Alka Leona. Przez ten czas udało jej się go bardzo polubić. Dziewczyna nie spodziewała się jeszcze, co jest w stanie dla niego zrobić
i vice versa...
- Alek? A nie raczej Aleks?- spytała Karolina.
- Alek, Alek.- potwierdziła Olga.- Kiedy zwijałam się z nudów na twardym, plastikowym krześle, tu za drzwiami, na korytarzu, on, to znaczy Alek przyszedł, by (sugeruję) Ciebie odwiedzić. Powiedziałam mu o ,,planie'' Karoliny i o tym, że z Tobą, Leono wszystko w porządku i że niedługo wyjdziesz ze szpitala. Żebym nie wyczuwała tej okropnej ciszy, która potem nastała spytałam się go, co teraz będzie robił. Odpowiedział mi, że pójdzie do swojego wuja powiedzieć mu o wszystkim (nie wiem, co miał na myśli mówiąc słowo ,,wszystkim''), a potem spenetruje (o ile się nie mylę) jakiś samochód, co zostawił za miastem. Nie wiem dokładnie o co mu chodziło, no bo przecież ja się tak o wszystko nie wypytuję. Ach, byłabym zapomniała: Alek powiedział, że do Ciebie zadzwoni i że Cię pozdrawia. No, to tyle.- skończyła Olga, wypuszczając z ust powietrze.
- Zadzwonić? O mamo, na śmierć zapomniałam o swojej komórce! Ona jest w hotelu, na stoliku, każdy ją sobie może wziąć i poprzeglądać moje sms'y, kontakty i zdjęcia! Boże, Boże, Bożeee!- strapiła się Leona.
- Leona, Ty masz mnie za idiotkę? Wiedziałam, że nie wzięłaś telefonu, dlatego ja to zrobiłam. Ale nie przeglądałam Twoich wiadomości, słowo!- przysięgła z ręką na sercu Karolina, oddając siostrze telefon. Ta chwyciła go łapczywie, odblokowała klawisze i zobaczyła: 67 nieodebranych połączeń, 32 wiadomości w postaci sms'a i 9 w postaci nagrania na poczcie głosowej. 
Ostatnie nieodebrane połączenia i ostatnie nagranie na poczcie należały do Alka. Leona domyślała się, po co dzwonił. 
By potwierdzić swoje przeczucia włączyła ostatnią wiadomość głosową:
,,Hej Leona. Dzwonię, żeby się spytać... żeby się spytać jak się czujesz...? No bo wiesz, zostawiłem Cię tak samą, ale musiałem! W aucie tych facetów (co zostawiłem za miastem) widziałem rzeczy Honoraty, które podważyłyby wersję morderstwa, a nie samobójstwa. A właśnie o to w tej całej 'zabawie' mi chodzi, więc muszę tam jeszcze raz pójść... Dobra, kończę. Nie lubię się rozgadywać. Nara.''
Zdurniał.
Zdurniał, jak nic.
Ciekawe, czy pójdzie tam sam, czy z wujem...! Och.
W życiu Leony bardzo często zdarzała się podobna sytuacja: ona, Leona rzadko miała własne problemy, natomiast wiele osób zwierzało jej się ze swoich kłopotów, przez co dziewczyna nieraz musiała się w nie wczuwać, jak w swoje, a nawet jeszcze bardziej, co często doprowadzało ją bólów głowy, potwornego zmęczenia, czy smutku.
Chaos, panujący w głowie Leony przerwał rozkazujący głos Karoliny:
- Ej, dziewczyny! Na co wy jeszcze czekacie? Leona, zdejmij tą szpitalną szmatkę, którą masz na sobie i wdziejże swoje, przyzwoite ubrania!- w tym momencie siostra Leony zrobiła pauzę, spowodowaną widokiem ubrudzonych i mokrych ciuchów leżących na stołku przy chorej- Aha... O mamusiu, nieźle się zaprawiłaś. Ale dobrze, załóż na razie to, co masz. Jak będziemy w domu, dam Ci coś mojego.
           Droga ze szpitala, do domu Karoliny przebiegła szybko i sprawnie, lecz dla Leony nieco boleśnie. Pozawijane w bandaże części ciała wołały o choćby godzinny brak ruchu. Niestety inny narząd, zwący się mózgiem nakazywał Leonie działać i pod żadnym warunkiem nie siedzieć w bezruchu.
Jak mózg kazał, tak dziewczyna postanowiła zrobić.
Jedyną rzeczą, a raczej osobą, która stanowczo temu zaprzeczyła była oczywiście Karolina.
- Ty chyba jesteś niepoważna! W Twoim stanie?! Dziecko, ja Cię nigdzie nie puszczę i nawet nie myśl o ucieczce, bo te Twoje ,,wędrówki'' i ,,boleści'' to istna paranoja! No ileż można; skoro temu Aleksowi tak zależy, to niech sobie sam radzi, Ty jesteś mu do zupełnie niepotrzebna, Leoś. Ohoho, już dziesiąta, idź spać, kochana.- mówiąc to Karolina zaprowadziła swoją siostrę (nie przypuszczając nawet, że młodzież XXI wieku o godzinie 22 spać nie chodzi) do małego, suterenowego pokoiku.
Ściana z oknem na ulicę (a z niej piękny widok na stopy, łapy, brud uliczny i opony najróżniejszych pojazdów) ułożona była pod skosem, a kładąc się na łóżko znajdujące się dosłownie pod nią, trzeba było uważać, aby nie uderzyć się w głowę.
Ogólnie rzecz biorąc pokój przedstawiał się dość ponuro: ściany miały kolor szary, pościel czarny (nota bene, okropnie się śpi na czarnej pościeli), meble wykonane były z ciemnego drewna, zasłony natomiast były białe w bordowe kleksy. Jedynym ,,tchnieniem życia'' w tym zapyziałym pomieszczeniu były kolorowe hiacynty poustawiane w szeregu na wąskiej, ale za to szerokiej półeczce, ciągnącej się od spadzistego okna aż zagraconego zakurzonymi szpargałami biurka.
- Czemu tu tak ciemno?- spytała wprost Leona, ziewając.
- Bo tak mi się podoba. - prychnęła Karolina.
- Naprawdę?...
- Nie... Kiedy urządzałam ten pokój, mój były chłopak ode mnie odszedł... Cały świat mi się zawalił. Dlatego właśnie ten pokój taki ciemny, zakurzony, bez miłości. Kiedy w nim jestem, wszystkie wspomnienia wracają... Och, nie chce mi się o tym mówić! Leona, będę Cię pilnować, tak na wszelki wypadek, żeby nic głupiego nie wpadło Ci do głowy. A teraz dobranoc, kolorowych snów.- szepnęła Karolina, powątpiewając, by ktoś od paru dobrych lat życzył Leonie ,,kolorowych snów''.





__________________________
Nie powinno być żadnego błędu, bo kolega-podróżny-towarzysz sprawdził... :D
I teraz się jeszcze dziad nade mną śmieje, że muszę się ,,konspirować'' wraz z laptopem.
Luuudzie xd.
O, znowu rży bo napisałam ,,xd''.
Btw. w sobotę wracamy ☻

18 lipca 2013

Wyjeżdżam

W niedzielę nad ranem wyjeżdżam razem z kolegą do nadmorskiej wsi, w której mieszka jego chrzestna. Nie wiem, ile tam zabawimy, ale powinniśmy być w domu już z początkiem lipca (około 2/3 sierpnia). Laptopa biorę ze sobą, lecz niestety rozdziałów dodawać nie będę, ponieważ większość czasu pewnie będziemy spędzać na plaży albo w mieście.
Zresztą ta jego ciotka (ona nie cierpi skomputeryzowanych ludzi...) wypytywałaby się ,,A co Ty tyle na tym laptopie siedzisz? Dziewczyno, taka ładna pogoda, a Ty ciągle tymi paluszkami coś tam stukasz! Pokaż no mi, pokaż!!!''.
A ja nie chcę nic pokazywać.
Dlatego wybaczcie, ale rozdziałów do tego czasu nie będzie.
Chyba, że ta ciotka gdzieś pójdzie, to wtedy będę pisać :D.


Jeszcze raz baaardzo przepraszam, ale to nie moja wina, że kolega ma taką rodzinę ;-;.
Pozdrawiam!
Róża




14 lipca 2013

Rozdział 21, cz. III

          Od samego widoku łóżek z zardzewiałymi prętami, pielęgniarek, lekarzy, chorych i 'umeblowania' tego ordynarnego szpitala można było bardzo łatwo popaść w nieuleczalną depresję. I jakby było mało, pogoda za oknem też nie prezentowała się najlepiej: od jakiegoś czasu niebo zakryte było kłębiastymi, szaro-burymi chmurami.
Leona- wiotkie dziewczę z niedoleczonym obojczykiem, po długotrwałej, lecz skutecznej operacji nogi, była na skraju załamania nerwowego. Oczy dziewczyny błądziły lękliwie po kilku metrach kwadratowych szpitala, które były w jej polu widzenia, a uszy uważnie nasłuchiwały dobiegających do sali dźwięków, które były nudne i monotonne.
W pewnej chwili nudę wypełniającą Leonę przerwało pukanie do drzwi.
- Pewnie znowu ta nachalna pielęgniara...- pomyślała, wpuszczając do pomieszczenia pielęgniarkę. Lecz nie była to ta, której dziewczyna się spodziewała. Ta, co tu przed chwilą weszła była wysoka, zgrabna i zadbana. Krócej mówiąc, była przeciwieństwem, tego, czego można byłoby się spodziewać.
- Leona...- powiedziała kobieta uśmiechając się pod nosem.
- Yes, Leona.- odparła posiadaczka tego imienia.
- Nie poznajesz mnie?- na te słowa Leona bardzo się zdziwiła. Przecież to angielski, a nie polski szpital! Chyba, że 'wcześniejsza' pielęgniarka się domyśliła, że dziewczyna nie jest Angielką i w celu wyciągnięcia od niej jakichś wiadomości, podesłała pielęgniarkę znającą polski. Perfidne! Ale Leona tak łatwo zmylić się nie da!
- I don't recognize you. By the way, I feel bad. Please, leave me alone!
- Ohoho! A nie mówiłam, że jak trzeba, to umiesz co-nieco po angielsku? Leona, nie baw się ze mną w tą swoją ,,głupią grę''. Ja już wszystko wiem i gdybym mogła to ... och, jestem na Ciebie bardzo wkurzona! Znikasz bez słowa, a potem nagle znajduję Cię w szpitalu! Za młoda jesteś na takie ucieczki, na szczęście był jeszcze ten Aleks!...
- Alek.- poprawiła Leona.
- ... Chłopak ma zimną krew, muszę mu jeszcze raz podziękować!
- Karolina! Nie poznałam Cię! Skąd i jak Ty się tu wzięłaś?- spytała zdumiona Leona.
- Robiło się ciemno, a Ciebie nie było w hotelu. Twoje koleżanki i nauczycielki zaczynały się o Ciebie bardzo martwić! No to wcisnęłam im kit, że dziewczyna o imieniu Leona zadzwoniła do lekarza, bo ma bardzo bolesne skurcze brzucha, więc ja jako posłana przez ordynatora lekarka (nie jako lekarka- Karolina Lilczewska, tylko Martha Greymann) przyjechałam, by Ci pomóc. Nauczycielki oczywiście chciały pójść razem ze mną do toalety, w której niby siedziałaś, by cię wesprzeć na duchu, ale stanowczo odmówiłam, twierdząc, że ludzie z takim bólem nie chcą robić wokół siebie szumu. Na korytarzu spotkałam dziewczynę, która przedstawiła się jako Olga i powiedziała, że bardzo się o Leonę niepokoi i jako, że jestem Twoją siostrą, przychodzi z tym do mnie. Tak więc ja szybko wpadłam na genialny plan. Ucharakteryzowałam ją na Twoją podobiznę i udałam, że podaję jakieś leki. Potem przyprowadziłam tę Olgę do nauczycielek i oznajmiłam, że muszę Cię (tzn. tę Olgę) zawieźć do szpitala, bo mam niemałe powody, by sądzić, że jest coś nie tak. Oczywiście one chciały ze mną pojechać, lecz ja pozwoliłam im nas tylko odprowadzić. Tak znalazłam się tutaj. Olga czeka za drzwiami.
- Skąd się dowiedziałaś, że jestem w szpitalu i że akurat w tym?- spytała Leona, zadziwiona tym, co przed chwilą usłyszała.
- Aleks mi powiedział.- odparła sucho i jednocześnie pewnie siebie Karolina.
- Alek...
- Aleks, Alek, Sralek, wiesz przecież o kogo mi chodzi. Dobra młoda, musimy Cię stąd jak najszybciej wyciągnąć.- mówiąc to Karolina podniosła kołdrę osłaniającą zawiniętą w bandaż nogę i dodała krzywiąc się - Nieźle się załatwiłaś.
- To nie ja się załatwiłam, to mnie załatwili!- poprawiła Leona.
- Ty weź mnie dziewczyno ciągle nie poprawiaj i daj mi chwilę pomyśleć, co mam zrobić!
- Myśl sobie, ile chcesz.
- MAM! Zawiozę Cię do mojej kliniki!
- I co to da? Przecież Ty w tej klinice tylko pracujesz, ona nie należy do Ciebie.
- No ale zamiast pojechać do mojej kliniki, pojedziemy do mnie, do domu!
- Lekarze stąd nie pozwolą.
- Pozwolą, pozwolą! Ordynator jest całkiem przystojny, więc... zaraz wracam!- po tych słowach Karolina wybiegła z sali, potrącając pielęgniarkę niosącą fiolki z lekami.
- Pani! Co pani robi!? Wszystkie leki pomieszane, jasna cholera! Zatrudniajcie jeszcze więcej tych młodych, a ze szpitala zrobią dyskotekę!!!- wrzasnęła na całe gardło potrącona przez Karolinę starsza pielęgniarka.
- Pomogę pani!- zaoferowała wielkoduszna Olga.
- A idźże dziecko, wszystko się teraz nadaje do wywalenia! Oj, ordynator będzie zły!!!- parsknęła pielęgniara.
- To chociaż pozamiatam...- ciągnęła Olga.
- Od tego to są sprzątaczki. Idź już.
             Tymczasem Leona z niecierpliwością czekała na powrót Karoliny. Robiła co tylko mogła by jak najbardziej wychylić się z łóżka i popatrzeć przez otwarte drzwi, czy przypadkiem ktoś znajomy nie nadchodzi.
Aż w końcu ,,ktoś'' nadszedł.
Ten ,,ktoś'' mocno ściskał nadgarstek Olgi i nerwowo mówił do niej przez zęby. Po chwili ,,ktoś'' i Olga znaleźli się w sali, w której leżała Leona. ,,Ktosiem'' okazał się być ten sam wielki mężczyzna, który uwięził Leonę i Alka.
Facet rozglądnął się po pomieszczeniu, przekręcił klucz w zamku, po czym przystawił Oldze pistolet do skroni.
- Gadaj, gadaj gdzie jest chłopak, albo rozwalę jej łeb!!!- warknął mężczyzna najciszej jak umiał, by nikt spoza tej sali go nie usłyszał.
- Jaki chłopak?- spytała Leona kuląc się pod kołdrą.
- Nie udawaj, że nie wiesz! Ten, do którego się tak miziałaś!
- Ja się miziałam?! Panie, co pan mówisz!- parsknęła Leona, nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji.
- Nie pyskuj mi tu, nie pyskuj! Liczę do pięciu: albo powiesz mi gdzie chowa się chłopak, albo jutro będziesz płakać nad tabliczką ,,zginęła tragicznie''.
- Dobrze, dobrze! Powiem, ale pan Damianowi nie powie, że to ja powiedziałam...
- Damianowi? Podaj mi jeszcze nazwisko, albo wiesz, co stanie się z koleżanką.- odparł mężczyzna trącając pistoletem Olgę, na co ta wzdrygnęła się z przerażenia.
- Ale...- zaczęła Leona, wymyślając sobie ,,nowego, nigdy nieurodzonego Alka''- ... dobrze, powiem wszystko, tylko dla koleżanki.
- To się streszczaj!!!
- Damian Nowakowski. Powiedział mi, że musi uciekać...
- Gdzie?!- przerwał wkurzony facet.
- ... do Dover. Więcej nie wiem.
- Chce uciec do Polski, cwaniaczek... Żegnam!- po tych słowach mężczyzna rozpylił po sali dziwny, bezzapachowy gaz.- Od tej chwili nic nie będziecie pamiętać, haha!
Leona natychmiastowo schowała głowę w kołdrę, Olga pomyślała nieco bardziej praktycznie i zatkała sobie nos, po czym otworzyła okna na oścież.
15 minut później do sali wpadła zdyszana Karolina.



















.......................................................................
Długo czekaliście, sooorki! ;(