4 października 2013

Rozdział 24

           - AaaAaasiaaaa... Ooo, aaa eeej! Co ty tu, tego, eee...- wymamrotał resztką sił przemoczony Alek.- Ejjj kuuuwaaa, czemu jestem mokry! Coo tttty zze mną zrrobiłaś!- warknął już nieco głośniej.
- Kolego, po pierwsze spokojniej! A po drugie zawdzięczasz mi swoje życie. Jak wydobrzejesz, opowiem Ci, co się stało.- odparła spokojnie Joanna, chwytając chłopaka pod ramię, by się nie przewrócił.
- Co ttty zze mną robisz! Puść mniiiie nattychmiasttt albo zacznę krzyczeććć!- huknął Alek, odpychając od siebie Aśkę, jednocześnie próbując się otrząsnąć. Miał dosyć sprawy Honoraty, która go przerosła bardziej, niż się spodziewał. Nie cierpiał chwil, w których nie mógł nic zrobić. Chociaż by bardzo chciał i miał wszystko co potrzeba.
Ciężko jest być perfekcjonistą.
Takim cholernym perfekcjonistą. Lecz trzeba wiedzieć, że nie wszystko da się zrobić, że nie warto przeceniać siebie i swoich umiejętności.
Trudno, wróci do domu bez żadnych dowodów w sprawie Honoraty. Ale za to z jakimi wspomnieniami!
Pstryk!
I znów była tylko ciemność.
- Alek, błagam, tylko mi nie mdlej, na litość Boską!- zawyła zrozpaczona Joanna.- Jezusie Nazarejski, Matko Przenajświętsza, pomóżcie!
          Klepiąc i tak już obolałego chłopaka po twarzy, Jasia poczuła, że mimo wszystko bardzo go polubiła. Wpatrując się w jego wychudziałą buźkę zauważyła, że spod zamkniętych oczu Alka wypłynęła łza. A za nią kolejna.
- Aśka, cholera jasna, ja tu dłużej nie wytrzymam, chcę do Polski.- jęknął przeraźliwie smutno.- Nie wiem, jak miałbym się tam znaleźć. Nie wiem. Pomóż mi...
- Hej, hej! Chłopaki nie płaczą, głowa do góry! A czy ta wasza kolonia przypadkiem jutro nie wyjeżdża z Londynu?... Coś mi chyba o tym wspominałeś.- pocieszyła go dziewczyna.
- Faktycznie! Jutro wyjeżdżamy! Aśka, jesteś wspaniała!

***
          Leona stała przed ogromnym, XIX wiecznym budynkiem-hotelem, w którym reszta grupy mile spędziła cały tydzień. 
Przed jej oczami przelatywały wszystkie chwile, przygody spędzone z Alkiem, najczęściej w ogromnym cierpieniu. Jednak każda ta chwila kojarzyła jej się niezwykle mile. Prawie tak mile, jak szóstka ze sprawdzianu z matmy, czy imieniny babci. Dziwne, prawda?
- Leona? Dziecko kochane! Tak mi szkoda, że musiałaś spędzić ten tydzień w szpitalnych murach, zamiast w naszym towarzystwie! Oczywiście mam nadzieję, że wszystko u Ciebie dobrze?- spytała przymilnie pani Lisowska.
- Tak, tak, proszę pani. A gdzie Alek?- spytała z utrapieniem Leona.
- Jak to? Nie wiesz? Przecież on cały czas się Tobą opiekował, to przecież Twój chłopak, Leono.
- Kto tak pani powiedział!?- krzyknęła Leona, wielce zaskoczona, tym co chwilę wcześniej usłyszała.
- Olga, nasza najlepsza uczennica.- odparła nauczycielka, delikatnie się uśmiechając
- Ach, no tak.- w tym momencie Leona zrozumiała intencje Olgi; dziewczyna chciała po prostu chronić Alka.- Nie wiem, czemu tak zareagowałam, przepraszam bardzo. Po prostu uciekł mi gdzieś z pola widzenia... - tłumaczyła się Leosia.
- Rozumiem. Tam jest, o już wchodzi do autokaru!- wskazała palcem pani Lisowska.
          Na twarzy dziewczyny pojawił się uśmiech- uśmiech przepełniony szczęściem i radością. Cieszyła się, że widzi Alka całego i zdrowego. Cieszyła się, że wraca do Polski. Cieszyła się, że niedługo zobaczy rodziców, dziadków.
Och, po prostu przewspaniale!














___________________________________
Przepraszam ogromnie, że tyle czasu nic nie dodawałam! Znajduję się w trudnej, smutnej sytuacji, nie miałam czasu na bloga... Wybaczcie, zrozumcie.

Następny rozdział będzie już niestety ostatni. Co miała zrealizować, to zrealizowałam i jeszcze te cholerne problemy...

Do następnego, 
Róża

2 września 2013

Rozdział 23

         Szedł słabo oświetloną i potwornie śliską ulicą, pośród przystrojonych resztkami bożonarodzeniowymi ozdóbek domów. Miło było na nie popatrzeć: dodawały otuchy i przypominały jego własny dom w Polsce. Właśnie, w Polsce. Jak bardzo chciałby tam już być! Jak bardzo chciałby usłyszeć gderaninę przekupek na targu, głosy swoich przyjaciół, rodziny. Och, jak bardzo! No, ale cóż. Jest tu, gdzie jest i nic tego nie zmieni. Koniec kropka.
          Nagle poczuł, że ktoś go chwycił za ramię. Wystraszył się nie na żarty- to pewnie ci faceci od auta. Nie! Nie! Proszę, tylko nie to!
- Siema!- usłyszał dziewczęcy głos.- Ej, wystraszyłeś się mnie? No nie mów!- parsknęła śmiechem dziewczyna.
- A, to ty!- odetchnął z ulgą Alek, drapiąc się po głowie.
- No ja! A ty bez czapki chodzisz?...- westchnęła z lekką pogardą Jasia.
- Z czapką, czy bez... dla mnie nie ma różnicy. Tak w ogóle, skąd się tu wzięłaś? Przecież mówiłaś, że idziesz do domu.- spytał bez emocji Alek .
- No, bo idę do domu. Znaczy, to nie jest mój dom. Jestem na wymianie u rodziny Grant'ów, a ich dom jest w tę stronę, nie tamtą.- wskazała palcem, uśmiechając się.
- Taak.- odparł Alek, kompletnie niemający ochoty na rozmowę ze starszą koleżanką. Chciał jak najszybciej dotrzeć do auta, które zostawił za miastem, wziąć to, co chciał wziąć się stamtąd zmywać.
Lecz niestety tak się nie stało.
Joasia chyba go polubiła i zaczęła się rozgadywać. A przypomnę, że była bardzo, bardzo wczesna godzina.
- ... i wtedy nagle mokry jeszcze od farb obraz spadł mi na spodnie! Dlatego są teraz takie kolorowe! Hehe.- zaśmiała się.
- Bardzo interesujące. Muszę już iść, wybacz. Nara.- burknął Alek, przyśpieszając kroku.
- Czekaj, czekaj! Gdzie ci się tak spieszy? Aaa, no tak. Do ,,tego auta'', jak to wcześniej ująłeś. Rozumiem. Nie masz czasu na rozmowę ze mną. Szkoda, cześć.- powiedziała Asia najsłodszym i najsmutniejszym głosem jakim umiała, by spowodować skruchę Alka. Ale chłopak się nie ugiął, tylko jeszcze raz, znacznie bardziej stanowczo, powiedział jej ,,nara'', powodując, że dziewczyną wymamrotała coś jeszcze pod nosem, po czym odeszła z opuszczoną głową.
Uff.
Po ,,kłopocie''.
          Teraz wystarczyło tylko wziąć pamiętnik Honoraty, jej telefon oraz tablet i wszystko miało by się z głowy. Lecz życie tak proste nie jest.
Kiedy Alek za pomocą powyginanego drutu otwierał drzwi samochodu, usłyszał czyjeś ciche, zagłuszone przez szum wiatru kroki. Odwrócił się gwałtownie i zdębiał. Kilka sekund potem poczuł mocne uderzenie w głowę.
Przed sobą miał ciemność.
A raczej nicość.
Pustkę.
Nie czuł dosłownie nic.
          - Jeszcze mi się tu gówniarz, cholera jasna, kręcił! Sprzątnijcie go chłopaki!- zawołał wysoki mężczyzna, który przed chwilą rąbnął Alka w głowę ciężkim jak kamień kijem baseballowym.- Na co czekacie ofermy!? Za obijanie szef wam nie płaci!- powtórzył sfrustrowany.
- Dobra, wyluzuj kierowniku! Chwila, moment a chłopak znajdzie się o tam, w rzeczce, hehe. Chłooopakiii! Cho no tu! Sam go nie udźwignę, ciężki smarkacz, kurde!- zawołał niski i chudy jak patyk, zabiedzony facet. Pewnie z powodu swojej wagi nie mógł udźwignąć wcale nie grubego Alka.
Tak jak nakazał chudy, tak zrobili pozostali mężczyźni czający się za płotem, z tym, że najpierw owinęli ciało materiałem (jeszcze żywego) nastolatka i dopiero potem, bez najmniejszego trudu dźwignęli go, ruszając w stronę lasu.
Jasia schowana była za kolczastym ogrodzeniem. O dziwo, nikt jej jeszcze nie zauważył, z czego była bardzo dumna.
Gdy zobaczyła, co napakowani faceci zrobili Alkowi, wystraszyła się nie na żarty i dłonie zaczęły jej drżeć.
Nie wiedziała, co ma robić. Jeszcze nigdy w życiu nie znajdowała się w takiej sytuacji. Przerosło ją to. Ona- mądra, zdyscyplinowana perfekcjonistka nie wiedziała, co ma robić!
Chwyciła się za głowę, pragnąc się skoncentrować, co w tej chwili było nie lada wyczynem. Masując pulsujące skronie, wpadła na pomysł. Niewybitny, ryzykowny, ale tylko to miała w głowie.
Jej planem nie było dzwonienie na policję- po pierwsze: bardzo łatwo byłoby ją usłyszeć, gdyż wokół panuje cicho; po drugie policja przyjechałaby dawno po zdarzeniu.
         Kiedy mężczyźni ruszyli w kierunku lasu, Jasia wyłoniła się zza płotu i ostrożnie podążyła za nimi. Co chwila chowała się za hałdę śniegu lub ogołocony z liści krzak, w obawie, że zostanie zauważona. Na szczęście nikt jej nie zauważył.
Chwilę potem draby wrzucili bezwładnego chłopaka do jakże płytkiej rzeki (czego oni się spodziewali? Momentalnego utopienia? Asia nie wierzyła, że są aż taki głupi). Kiedy tylko odeszli, złośliwie się śmiejąc i paląc najtańsze fajki, dziewczyna rozglądając się podbiegła do swawolnie płynącej rzeczki. Czuła się przeokropnie.
Ciemne niebo, przeszywająca na wskroś cisza, chłód, odludzie, ciało zawinięte w prześcieradło, dryfujące w rzece sprawiało, że zaczęła dygotać.
Sceneria jak z najstraszniejszego horroru.
Jasia zeszła z delikatnego, jednakże bardzo śliskiego zbocza, po czym weszła do rzeki. Nie obchodziły ją nowo kupione kozaki ze skóry. Wiedziała, że los chłopaka leży w jej rękach. To dziwne uczucie móc decydować, czy ktoś ma żyć, czy nie.
Dziewczyna chwyciła ciało od spodu i natychmiast sprawdziła czy twarz Alka jest zanurzona w wodzie. Okazało się, że niewiele brakowało, by się tam znalazła.
Ściągnęła z niego to ordynarne prześcieradło i z trudem wyniosła go z wody. Dzięki swoim kozakom na grubym jak pień koturnie udało jej się przejść po śliskim zboczu. Kiedy tylko znalazła się na płaszczyźnie, odetchnęła z ulgą i natychmiastowo sprawdziła, czy chłopak oddycha.
Oddychał.
Uderzenie nie było bardzo mocne. Na czole Alka widniał tylko okazały siniak, nie było nawet najmniejszej ranki.
Uff.
- Halo, halo? Aleeek! Hello!- powiedziała do chłopaka Jasia, uderzając go po policzkach.
          Chłopak poczuł przeraźliwie słodki zapach, który jak się domyślił należał do Joanny. Jego domysły potwierdziły słowa, które następnie usłyszał. Co się stało? Czemu Aśka klęczy nad nim, okładając go po policzkach, krzycząc coś ze strachem?






.............................................................................
Nareszcie udało mi się coś napisać.
Jak tam w szkole? =D

21 sierpnia 2013

Pewna historia- przeczytaj!

Nie moja, znaleziona w internecie:

Pewnego dnia chłopiec podchodzi do dziadka i mówi
:

" Dziadku, wszyscy mnie obgadują za moimi plecami."

Dziadek odparł
: "Przyjdź do mnie jutro rano
."

Chłopiec przyszedł wcześnie rano do dziadka i poszli na targ
.
Podczas drogi na targ chłopiec jechał na osiołku
 i wszyscy mówili:

"Taki młody jedzie na osiołku, a stary człowiek idzie obok
 "

Następnego dnia dziadek jechał na osiołku a chłopiec szedł obok
 i wszyscy mówili
: 
" Taki stary jedzie na osiołku, a mały chłopczyk idzie obok "


Następnego dnia nikt nie jechał na osiołku tylko prowadzili go obok
 i  wszyscy mówili
:
" Mają osiołka, a na nim nie jeżdżą "

Następnego dnia byli tak zmęczeni, że oboje postanowili wsiąść na osiołka i wszyscy mówili:
'' Mają nogi, a męczą osiołka ''

Nie przejmuj się tym, co mówią ludzie, co byś nie zrobił oni i tak Cię skrytykują.




Pozdrawiam, Róża :-)


P.S. Nowy rozdział już niedługo na blogu!

12 sierpnia 2013

Rozdział 22

         Godzina 5 rano. Za oknem tylko ciemność. Co jakiś czas można było ujrzeć przejeżdżający samochód rzucający rażące światło prosto w okno Leony- w końcu mieszkanie Karoliny to suterena. Właśnie przez oślepiające światło i ryk dzikiego silnika samochodu, Leosia (jak mówiła na Leonę siostra) obudziła się. Powoli unosząc powieki dostrzegła (dzięki świetle samochodu) leżącą na etażerce kartkę. Ooo, czy to nie za wcześnie?
- Jezus Maria, ale ta szafka daleko!- jęknęła ochryple - Masz ci los, jeszcze mi chrypy potrzeba!
          Liścik napisany został przez Karolinę. Biedna kobita, na czwartą przez budzące strach ciemne i zapyziałe ulice Londynu musi zasuwać do pracy! Czego się na robić dla pieniędzy...
Lecz liścik, jak się spodziewała Leona, nie został napisany przez Karolinę i wcale nie dotyczył pracy. Autorem świstka była Olga.
,,Zapomniałam Ci o czymś Leono powiedzieć. Głupio mi było mówić o tym przy Twojej siostrze i to jeszcze prosto w oczy, więc dlatego ujmuję to w słowach, na kartce. Otóż, jak wczoraj jechałam z Karoliną do szpitala zobaczyłam Alka siedzącego na ławce pod latarnią. Ale on nie był sam. Był z dziewczyną! I to na dodatek wysoką, zgrabną i blondynką! Siedzieli no... dość blisko siebie i wyglądali jakby się zaraz mieli całować. Podły! I to patrz jaką scenerię sobie znalazł- półmrok, a oni ściśnięci na sentymentalnej ławeczce w świetle latarni! Od razu żal mi się Ciebie zrobiło. A ja nieobecność tego całego zasranego (przepraszam za wyrażenie) Alka jeszcze tłumaczyłam przed nauczycielkami! Tak mi przykro. Zresztą jak to przeczytasz, to Tobie też będzie przykro.
Zaraz jadę z Twoją siostrą do hotelu (dla jasności, to będzie godzina 2).

Trzymaj się,
Olga
xoxo''

-Ojej, Olga to naprawdę miła dziewuszka, ciągle się o coś lub kogoś martwi.- powiedziała Leona delikatnie się uśmiechając.- Szkoda tylko, że Alek to nie mój chłopak ani nic w tym rodzaju, wtedy przynajmniej jej zmartwienia miałaby jakiś sens. Która godzina?- spytała samą siebie, wiedząc, że i tak nie otrzyma odpowiedzi. Po przeczytaniu listu od Olgi nie chciało się jej już spać, więc postanowiła znaleźć jakąś lampkę. Przesuwając ostrożnie nogami i rękami po miękkiej, nowej wykładzinie oraz rękami po otaczających ją meblach, ścianach natknęła się na swój telefon, który poprzedniego dnia położyła na szafce.
Ooo.
Nowa wiadomość. 
Alek.
No tak, można się było tego spodziewać.
,,Jesteś jeszcze w szpitalu?''- brzmiała wiadomość.
- Pisać sms'y o piątej nad ranem? Chyba mu się nudzi. Dobra, coś mu trzeba będzie odpisać.- powiedziała sobie w środku Leona.
,, Szpital, dom, szkoła... Nie widzę różnicy.''- klik ... poszło.
Jakąś chwilę potem telefon dziewczyny znów zabuczał.
- Ohoho. Bardzo mu się nudzi.- pomyślała, kręcąc głową.
,, To w końcu gdzie, bo z poprzedniej wiadomości raczej nic nie da się wywnioskować...''.
- Ale ciekawski. A, dobra. Niech będzie, odpiszę.
,, Ciekawość to pierwszy stopień do piekła- u Karoliny''.
Po napisaniu tej wiadomości Leona miała nadzieję, że chłopak niczego więcej już nie napisze, gdyż nagle zachciało jej się spać. Ale jednak się rozczarowała. Minutę później ekranik komórki się zaświecił.
,, Idziesz jutro ze mną za miasto, tam gdzie zostawiłem samochód?''
Gdyby ktoś przyglądał się tej sms'owej rozmowie mógłby ja zrozumieć w całkiem inny, dość sprośny sposób.
- Boże, jeszcze to! Och.- jęknęła Leona sięgając po telefon.
,, Nie. Źle się czuję i nie mam ochoty na takie ,,mroczne konwenanse'', stary (o ile mogę do Ciebie tak mówić, haha to zarąbiście brzmi).''
- Koniec tej pogadanki, idę spać, olewam wszystko.- i dokładnie w chwili, kiedy Leona schowała się pod kołdrą przyszedł nowy sms.- Choooleeera jaaasnaaa!- krzyknęła dziewczyna, natychmiastowo zasłaniając usta, gdyż zdała sobie sprawę, że może obudzić wyżej mieszkających sąsiadów.
,, Mroczne konwenanse powiadasz... Okej, zdrowej. Nara.''
Jak zwykle zakończył rozmowę słowem ,,nara''. To w odczuciu Leony było, jest i będzie bardzo prostackie.
          Dziewczyna spojrzała na zegarek w telefonie. Pół do szóstej- jeszcze sobie pośpi.
Wtuliła głowę w miękką, pachnącą płynem do płukania poduszkę, naciągnęła wygrzaną przez nią samą kołdrę po uszy, po czym powoli zamknęła oczy i momentalnie zasnęła.
Tymczasem Karolina biegała już po klinice z tabletkami, stetoskopem i innymi podobnymi przyrządami lekarskimi. Żeby Leona nie mogła wyjść z mieszkania, np. do tego łobuza Aleksa (nigdy nie mogła zapamiętać, że chłopak ma na imię Alek), zamknęła je na klucz. Na kuchennym stole zostawiła siostrze śniadanie składające się z dwóch kanapek z białym serem i dżemem, banana, kubka herbaty (kubek przykryła talerzykiem, żeby nie wystygła) oraz kawałka ciasta zwanego ,,Kopcem Kreta''. W saloniku (jakże małym- mniej więcej 10 m2) Karolina zostawiła Leonie laptopa oraz kilka książek, które znalazła w swej ogromnej kolekcji i które nadawały się dla 15- latki. Według niej Leona była jeszcze dzieciną, która nie powinna nawet sięgać po książki A. Christie, gdyż pewnie zesikałaby się ze strachu. Krótko mówiąc, Karolina jest osobą bardzo opiekuńczą (a czasami nawet nadopiekuńczą), bardzo dobrze dbającą o swych najbliższych (choć nie tylko) i o dziwo jeszcze (!) nie ma dzieci.
          Leona obudziła się kilka minut po dziesiątej. Przeciągnęła się niczym kot (ale tak, by nie uszkodzić gipsu), po czym wygramoliła się z łóżka, założyła siostrzane bamboszki i podreptała do kuchni, drapiąc się po swoich jakże suchych i łamliwych włosach.
Gdy tylko przekroczyła kuchenny próg, ogarnęło ją przemiłe zdziwienie- na stole leżało pyszne i pachnące śniadanko.
- Mmm, dżemik, białe serek, pycha! Oj, ale zmiękczam wyrazy! Niedobrze, niedobrze.- pouczyła sama siebie. Lubiła to rozbić. To znaczy pouczać samą siebie. Takie pouczanie bardzo często dawało zamierzone efekty.
Kiedy dziewczyna skończyła jeść śniadanie, postanowiła, że obejrzy sobie ,,apartament'' Karoliny. Zanim to zrobiła, zerknęła na telefon, by sprawdzić (tak na wszelki wypadek), czy Alek coś do niej napisał. I napisał.
,, Siema. Spenetrowałem to auto; znalazłem co chciałem. Haha, już widzę tytuły gazet- NASTOLATEK NAMIE''
I na tym wiadomość się kończyła. Leonę zdziwiło to, że ostatnie słowo nie zostało dokończone. Namie... namie... namierzać! Tak, pewnie to chciał napisać. Tylko czemu nie napisał tego słowa w całości?
Dziwne.
Naprawdę bardzo dziwne.
Tym bardziej, że Alek nie należał do roztrzepanych chłopaków, którzy zamiast pisać pełne wyrazy piszą ich skróty, np. ,,nara''- ,,nq'' albo ,,okej''- ,,kk''. Właśnie! A może ,,Namie'' to jakiś skrót!
Eee, nie. To by było bezsensowne, bo przecież Alek słowami ,,Nastolatek namie..'' chciał określić tytuł gazety, a nie jakiś ciężki do rozszyfrowania skrót.
Och. Leona zaczynała się martwić, dziwić, niepokoić. Wszystko na raz.
A jeśli znowuż coś mu się stało?
Boże.




............................................................................
Mam małe pytanko?
Zgłosić mojego bloga do ocenialni blogów? :)
Bo sama już nie wiem...



1 sierpnia 2013

Rozdział 21, cz. IV

- Co tu tak wali!?- krzyknęła bez najmniejszych skrupułów Karolina.- Dobrze, że Olga pomyślała i otworzyła okno! Inną drogą udało mi się przekonać ordynatora, żebym zabrała Cię do mojej kliniki, Leono. Nawet nie pytaj jak udało mi się to zrobić...
- Karolina, jesteś cudowna! A gdzie Alek?...- spytała ucieszona i zmartwiona jednocześnie nieobecnością Alka Leona. Przez ten czas udało jej się go bardzo polubić. Dziewczyna nie spodziewała się jeszcze, co jest w stanie dla niego zrobić
i vice versa...
- Alek? A nie raczej Aleks?- spytała Karolina.
- Alek, Alek.- potwierdziła Olga.- Kiedy zwijałam się z nudów na twardym, plastikowym krześle, tu za drzwiami, na korytarzu, on, to znaczy Alek przyszedł, by (sugeruję) Ciebie odwiedzić. Powiedziałam mu o ,,planie'' Karoliny i o tym, że z Tobą, Leono wszystko w porządku i że niedługo wyjdziesz ze szpitala. Żebym nie wyczuwała tej okropnej ciszy, która potem nastała spytałam się go, co teraz będzie robił. Odpowiedział mi, że pójdzie do swojego wuja powiedzieć mu o wszystkim (nie wiem, co miał na myśli mówiąc słowo ,,wszystkim''), a potem spenetruje (o ile się nie mylę) jakiś samochód, co zostawił za miastem. Nie wiem dokładnie o co mu chodziło, no bo przecież ja się tak o wszystko nie wypytuję. Ach, byłabym zapomniała: Alek powiedział, że do Ciebie zadzwoni i że Cię pozdrawia. No, to tyle.- skończyła Olga, wypuszczając z ust powietrze.
- Zadzwonić? O mamo, na śmierć zapomniałam o swojej komórce! Ona jest w hotelu, na stoliku, każdy ją sobie może wziąć i poprzeglądać moje sms'y, kontakty i zdjęcia! Boże, Boże, Bożeee!- strapiła się Leona.
- Leona, Ty masz mnie za idiotkę? Wiedziałam, że nie wzięłaś telefonu, dlatego ja to zrobiłam. Ale nie przeglądałam Twoich wiadomości, słowo!- przysięgła z ręką na sercu Karolina, oddając siostrze telefon. Ta chwyciła go łapczywie, odblokowała klawisze i zobaczyła: 67 nieodebranych połączeń, 32 wiadomości w postaci sms'a i 9 w postaci nagrania na poczcie głosowej. 
Ostatnie nieodebrane połączenia i ostatnie nagranie na poczcie należały do Alka. Leona domyślała się, po co dzwonił. 
By potwierdzić swoje przeczucia włączyła ostatnią wiadomość głosową:
,,Hej Leona. Dzwonię, żeby się spytać... żeby się spytać jak się czujesz...? No bo wiesz, zostawiłem Cię tak samą, ale musiałem! W aucie tych facetów (co zostawiłem za miastem) widziałem rzeczy Honoraty, które podważyłyby wersję morderstwa, a nie samobójstwa. A właśnie o to w tej całej 'zabawie' mi chodzi, więc muszę tam jeszcze raz pójść... Dobra, kończę. Nie lubię się rozgadywać. Nara.''
Zdurniał.
Zdurniał, jak nic.
Ciekawe, czy pójdzie tam sam, czy z wujem...! Och.
W życiu Leony bardzo często zdarzała się podobna sytuacja: ona, Leona rzadko miała własne problemy, natomiast wiele osób zwierzało jej się ze swoich kłopotów, przez co dziewczyna nieraz musiała się w nie wczuwać, jak w swoje, a nawet jeszcze bardziej, co często doprowadzało ją bólów głowy, potwornego zmęczenia, czy smutku.
Chaos, panujący w głowie Leony przerwał rozkazujący głos Karoliny:
- Ej, dziewczyny! Na co wy jeszcze czekacie? Leona, zdejmij tą szpitalną szmatkę, którą masz na sobie i wdziejże swoje, przyzwoite ubrania!- w tym momencie siostra Leony zrobiła pauzę, spowodowaną widokiem ubrudzonych i mokrych ciuchów leżących na stołku przy chorej- Aha... O mamusiu, nieźle się zaprawiłaś. Ale dobrze, załóż na razie to, co masz. Jak będziemy w domu, dam Ci coś mojego.
           Droga ze szpitala, do domu Karoliny przebiegła szybko i sprawnie, lecz dla Leony nieco boleśnie. Pozawijane w bandaże części ciała wołały o choćby godzinny brak ruchu. Niestety inny narząd, zwący się mózgiem nakazywał Leonie działać i pod żadnym warunkiem nie siedzieć w bezruchu.
Jak mózg kazał, tak dziewczyna postanowiła zrobić.
Jedyną rzeczą, a raczej osobą, która stanowczo temu zaprzeczyła była oczywiście Karolina.
- Ty chyba jesteś niepoważna! W Twoim stanie?! Dziecko, ja Cię nigdzie nie puszczę i nawet nie myśl o ucieczce, bo te Twoje ,,wędrówki'' i ,,boleści'' to istna paranoja! No ileż można; skoro temu Aleksowi tak zależy, to niech sobie sam radzi, Ty jesteś mu do zupełnie niepotrzebna, Leoś. Ohoho, już dziesiąta, idź spać, kochana.- mówiąc to Karolina zaprowadziła swoją siostrę (nie przypuszczając nawet, że młodzież XXI wieku o godzinie 22 spać nie chodzi) do małego, suterenowego pokoiku.
Ściana z oknem na ulicę (a z niej piękny widok na stopy, łapy, brud uliczny i opony najróżniejszych pojazdów) ułożona była pod skosem, a kładąc się na łóżko znajdujące się dosłownie pod nią, trzeba było uważać, aby nie uderzyć się w głowę.
Ogólnie rzecz biorąc pokój przedstawiał się dość ponuro: ściany miały kolor szary, pościel czarny (nota bene, okropnie się śpi na czarnej pościeli), meble wykonane były z ciemnego drewna, zasłony natomiast były białe w bordowe kleksy. Jedynym ,,tchnieniem życia'' w tym zapyziałym pomieszczeniu były kolorowe hiacynty poustawiane w szeregu na wąskiej, ale za to szerokiej półeczce, ciągnącej się od spadzistego okna aż zagraconego zakurzonymi szpargałami biurka.
- Czemu tu tak ciemno?- spytała wprost Leona, ziewając.
- Bo tak mi się podoba. - prychnęła Karolina.
- Naprawdę?...
- Nie... Kiedy urządzałam ten pokój, mój były chłopak ode mnie odszedł... Cały świat mi się zawalił. Dlatego właśnie ten pokój taki ciemny, zakurzony, bez miłości. Kiedy w nim jestem, wszystkie wspomnienia wracają... Och, nie chce mi się o tym mówić! Leona, będę Cię pilnować, tak na wszelki wypadek, żeby nic głupiego nie wpadło Ci do głowy. A teraz dobranoc, kolorowych snów.- szepnęła Karolina, powątpiewając, by ktoś od paru dobrych lat życzył Leonie ,,kolorowych snów''.





__________________________
Nie powinno być żadnego błędu, bo kolega-podróżny-towarzysz sprawdził... :D
I teraz się jeszcze dziad nade mną śmieje, że muszę się ,,konspirować'' wraz z laptopem.
Luuudzie xd.
O, znowu rży bo napisałam ,,xd''.
Btw. w sobotę wracamy ☻

18 lipca 2013

Wyjeżdżam

W niedzielę nad ranem wyjeżdżam razem z kolegą do nadmorskiej wsi, w której mieszka jego chrzestna. Nie wiem, ile tam zabawimy, ale powinniśmy być w domu już z początkiem lipca (około 2/3 sierpnia). Laptopa biorę ze sobą, lecz niestety rozdziałów dodawać nie będę, ponieważ większość czasu pewnie będziemy spędzać na plaży albo w mieście.
Zresztą ta jego ciotka (ona nie cierpi skomputeryzowanych ludzi...) wypytywałaby się ,,A co Ty tyle na tym laptopie siedzisz? Dziewczyno, taka ładna pogoda, a Ty ciągle tymi paluszkami coś tam stukasz! Pokaż no mi, pokaż!!!''.
A ja nie chcę nic pokazywać.
Dlatego wybaczcie, ale rozdziałów do tego czasu nie będzie.
Chyba, że ta ciotka gdzieś pójdzie, to wtedy będę pisać :D.


Jeszcze raz baaardzo przepraszam, ale to nie moja wina, że kolega ma taką rodzinę ;-;.
Pozdrawiam!
Róża




14 lipca 2013

Rozdział 21, cz. III

          Od samego widoku łóżek z zardzewiałymi prętami, pielęgniarek, lekarzy, chorych i 'umeblowania' tego ordynarnego szpitala można było bardzo łatwo popaść w nieuleczalną depresję. I jakby było mało, pogoda za oknem też nie prezentowała się najlepiej: od jakiegoś czasu niebo zakryte było kłębiastymi, szaro-burymi chmurami.
Leona- wiotkie dziewczę z niedoleczonym obojczykiem, po długotrwałej, lecz skutecznej operacji nogi, była na skraju załamania nerwowego. Oczy dziewczyny błądziły lękliwie po kilku metrach kwadratowych szpitala, które były w jej polu widzenia, a uszy uważnie nasłuchiwały dobiegających do sali dźwięków, które były nudne i monotonne.
W pewnej chwili nudę wypełniającą Leonę przerwało pukanie do drzwi.
- Pewnie znowu ta nachalna pielęgniara...- pomyślała, wpuszczając do pomieszczenia pielęgniarkę. Lecz nie była to ta, której dziewczyna się spodziewała. Ta, co tu przed chwilą weszła była wysoka, zgrabna i zadbana. Krócej mówiąc, była przeciwieństwem, tego, czego można byłoby się spodziewać.
- Leona...- powiedziała kobieta uśmiechając się pod nosem.
- Yes, Leona.- odparła posiadaczka tego imienia.
- Nie poznajesz mnie?- na te słowa Leona bardzo się zdziwiła. Przecież to angielski, a nie polski szpital! Chyba, że 'wcześniejsza' pielęgniarka się domyśliła, że dziewczyna nie jest Angielką i w celu wyciągnięcia od niej jakichś wiadomości, podesłała pielęgniarkę znającą polski. Perfidne! Ale Leona tak łatwo zmylić się nie da!
- I don't recognize you. By the way, I feel bad. Please, leave me alone!
- Ohoho! A nie mówiłam, że jak trzeba, to umiesz co-nieco po angielsku? Leona, nie baw się ze mną w tą swoją ,,głupią grę''. Ja już wszystko wiem i gdybym mogła to ... och, jestem na Ciebie bardzo wkurzona! Znikasz bez słowa, a potem nagle znajduję Cię w szpitalu! Za młoda jesteś na takie ucieczki, na szczęście był jeszcze ten Aleks!...
- Alek.- poprawiła Leona.
- ... Chłopak ma zimną krew, muszę mu jeszcze raz podziękować!
- Karolina! Nie poznałam Cię! Skąd i jak Ty się tu wzięłaś?- spytała zdumiona Leona.
- Robiło się ciemno, a Ciebie nie było w hotelu. Twoje koleżanki i nauczycielki zaczynały się o Ciebie bardzo martwić! No to wcisnęłam im kit, że dziewczyna o imieniu Leona zadzwoniła do lekarza, bo ma bardzo bolesne skurcze brzucha, więc ja jako posłana przez ordynatora lekarka (nie jako lekarka- Karolina Lilczewska, tylko Martha Greymann) przyjechałam, by Ci pomóc. Nauczycielki oczywiście chciały pójść razem ze mną do toalety, w której niby siedziałaś, by cię wesprzeć na duchu, ale stanowczo odmówiłam, twierdząc, że ludzie z takim bólem nie chcą robić wokół siebie szumu. Na korytarzu spotkałam dziewczynę, która przedstawiła się jako Olga i powiedziała, że bardzo się o Leonę niepokoi i jako, że jestem Twoją siostrą, przychodzi z tym do mnie. Tak więc ja szybko wpadłam na genialny plan. Ucharakteryzowałam ją na Twoją podobiznę i udałam, że podaję jakieś leki. Potem przyprowadziłam tę Olgę do nauczycielek i oznajmiłam, że muszę Cię (tzn. tę Olgę) zawieźć do szpitala, bo mam niemałe powody, by sądzić, że jest coś nie tak. Oczywiście one chciały ze mną pojechać, lecz ja pozwoliłam im nas tylko odprowadzić. Tak znalazłam się tutaj. Olga czeka za drzwiami.
- Skąd się dowiedziałaś, że jestem w szpitalu i że akurat w tym?- spytała Leona, zadziwiona tym, co przed chwilą usłyszała.
- Aleks mi powiedział.- odparła sucho i jednocześnie pewnie siebie Karolina.
- Alek...
- Aleks, Alek, Sralek, wiesz przecież o kogo mi chodzi. Dobra młoda, musimy Cię stąd jak najszybciej wyciągnąć.- mówiąc to Karolina podniosła kołdrę osłaniającą zawiniętą w bandaż nogę i dodała krzywiąc się - Nieźle się załatwiłaś.
- To nie ja się załatwiłam, to mnie załatwili!- poprawiła Leona.
- Ty weź mnie dziewczyno ciągle nie poprawiaj i daj mi chwilę pomyśleć, co mam zrobić!
- Myśl sobie, ile chcesz.
- MAM! Zawiozę Cię do mojej kliniki!
- I co to da? Przecież Ty w tej klinice tylko pracujesz, ona nie należy do Ciebie.
- No ale zamiast pojechać do mojej kliniki, pojedziemy do mnie, do domu!
- Lekarze stąd nie pozwolą.
- Pozwolą, pozwolą! Ordynator jest całkiem przystojny, więc... zaraz wracam!- po tych słowach Karolina wybiegła z sali, potrącając pielęgniarkę niosącą fiolki z lekami.
- Pani! Co pani robi!? Wszystkie leki pomieszane, jasna cholera! Zatrudniajcie jeszcze więcej tych młodych, a ze szpitala zrobią dyskotekę!!!- wrzasnęła na całe gardło potrącona przez Karolinę starsza pielęgniarka.
- Pomogę pani!- zaoferowała wielkoduszna Olga.
- A idźże dziecko, wszystko się teraz nadaje do wywalenia! Oj, ordynator będzie zły!!!- parsknęła pielęgniara.
- To chociaż pozamiatam...- ciągnęła Olga.
- Od tego to są sprzątaczki. Idź już.
             Tymczasem Leona z niecierpliwością czekała na powrót Karoliny. Robiła co tylko mogła by jak najbardziej wychylić się z łóżka i popatrzeć przez otwarte drzwi, czy przypadkiem ktoś znajomy nie nadchodzi.
Aż w końcu ,,ktoś'' nadszedł.
Ten ,,ktoś'' mocno ściskał nadgarstek Olgi i nerwowo mówił do niej przez zęby. Po chwili ,,ktoś'' i Olga znaleźli się w sali, w której leżała Leona. ,,Ktosiem'' okazał się być ten sam wielki mężczyzna, który uwięził Leonę i Alka.
Facet rozglądnął się po pomieszczeniu, przekręcił klucz w zamku, po czym przystawił Oldze pistolet do skroni.
- Gadaj, gadaj gdzie jest chłopak, albo rozwalę jej łeb!!!- warknął mężczyzna najciszej jak umiał, by nikt spoza tej sali go nie usłyszał.
- Jaki chłopak?- spytała Leona kuląc się pod kołdrą.
- Nie udawaj, że nie wiesz! Ten, do którego się tak miziałaś!
- Ja się miziałam?! Panie, co pan mówisz!- parsknęła Leona, nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji.
- Nie pyskuj mi tu, nie pyskuj! Liczę do pięciu: albo powiesz mi gdzie chowa się chłopak, albo jutro będziesz płakać nad tabliczką ,,zginęła tragicznie''.
- Dobrze, dobrze! Powiem, ale pan Damianowi nie powie, że to ja powiedziałam...
- Damianowi? Podaj mi jeszcze nazwisko, albo wiesz, co stanie się z koleżanką.- odparł mężczyzna trącając pistoletem Olgę, na co ta wzdrygnęła się z przerażenia.
- Ale...- zaczęła Leona, wymyślając sobie ,,nowego, nigdy nieurodzonego Alka''- ... dobrze, powiem wszystko, tylko dla koleżanki.
- To się streszczaj!!!
- Damian Nowakowski. Powiedział mi, że musi uciekać...
- Gdzie?!- przerwał wkurzony facet.
- ... do Dover. Więcej nie wiem.
- Chce uciec do Polski, cwaniaczek... Żegnam!- po tych słowach mężczyzna rozpylił po sali dziwny, bezzapachowy gaz.- Od tej chwili nic nie będziecie pamiętać, haha!
Leona natychmiastowo schowała głowę w kołdrę, Olga pomyślała nieco bardziej praktycznie i zatkała sobie nos, po czym otworzyła okna na oścież.
15 minut później do sali wpadła zdyszana Karolina.



















.......................................................................
Długo czekaliście, sooorki! ;(


9 lipca 2013

Byłabym zapomniała :O.

Ojej, ale dawno nie dodałam żadnego rozdziału :O. Postaram się jeszcze w tym tygodniu coś dodać, żeby nikt nie pomyślał, że zapomniałam o blogu.
Właśnie przeglądałam sobie jakąś stronkę a'la Demotywatory i znalazłam kilka (albo raczej kilkanaście...) 'ciekawych' obrazków :D. Jak się komuś nudzi niech sobie poogląda :).















Padłam xD














































7 wykrzykników... xd







Co ta kicia













26 czerwca 2013

Rozdział 21, cz. II

          Jazda wielkim pick-up'em toyoty, o łysych oponach nie była wcale taka łatwa. Na dodatek drogę (hm... ciężko tę ścieżynkę nazwać drogą, ale niech już będzie) pokrywała gruba warstwa lodu, na którym samochód potwornie się ślizgał. By temu zaradzić i jednocześnie nie przedłużać sobie drogi do miasta, Alek zjechał (cudem!) na zaśnieżone pobocze, które wydawało się być nie oblodzone.
Na szczęście chłopak się nie mylił- po bocznej drodze można było śmiało, a co teraz najważniejsze- jak najszybciej jechać i nie bać się o wypadek.
          Gdy chłopak zmagał się z tym nie lada ciężkim (jak na jego wiek wyzwaniem), Leona znajdowała się w odległej krainie, tak pięknej i jednocześnie nieznanej. Czuła, że niezwykle łatwo jej się chodzi, że z jej ramienia zniknął krępujący i przeszkadzający w codziennych czynnościach gips, a ona sama wygląda niezwykle uroczo oraz kusząco.
Pod jej nogami, zamiast ziemi, trawy, śniegu, czy czegokolwiek ,,ziemskiego'' znajdował się miękki , fioletowy puszek, nie raniący zmęczonych i poobijanych (w rzeczywistości) stóp.
Gdy dziewczyna podniosła głowę dostrzegła maleńkiego, żółtego ptaszka, trzepoczącego z radością swymi niepozornie mocnymi skrzydełkami. Leona zapragnęła go dotknąć, pogłaskać, a najlepiej zachować go dla siebie- jak największy skarb. Lecz złapanie tego pięknego żyjątka nie było wcale takie łatwe- ptaszek latał bardzo szybko, a fakt, że większość roślin w tej krainie była koloru żółtego tylko pogarszało sprawę.
Dziewczyna ruszyła za nim w pogoń. Przebierała nogami najszybciej jak tylko potrafiła, ale niestety na marne. Ptaszek poleciał w siną dal, a ona biedna potknęła się o czerwony kamyk i upadła. Ciągle tylko upadki, upadki, rany, rany, upadki...
Znowu poczuła ból. Ale o dziwo nie były to nogi, które ucierpiały w ,,kamykowym wypadku'' tylko ramię, potwornie bolące ramię.
- Auu...! Auu! Pomocy, proszę, pomocy!- krzyknęła Leona, otwierając oczy. Nie zdawała sobie sprawy, że zajmuje dwa miejsca w skradzionym samochodzie faceta, który ją postrzelił i że kierowcą pojazdu aktualnie jest... Alek.
- Leona! Wybudziłaś się! Jeszcze tylko chwila, wytrzymaj, zaraz będziemy w mieście; spokojnie!- Alek starał się ukryć swoje zdenerwowanie i odciągnąć wzrok dziewczyny od zakrwawionego ramienia, które wyglądało gorzej niż paskudnie.
          W końcu dodarli na miejsce. Gdyby była tu rodzina Alka, na pewno byłaby z niego dumna. To, co uczynił, wymagało wiele odwagi i zimnej krwi. Właśnie taki był Alek- odważny i zachowujący zimną krew nawet w najstraszniejszych sytuacjach.
By nie jechać przez całe miasto skradzionym autem, bez prawa jazdy, a co najważniejsze ukończonych 18-stu lat, chłopak zaczął krzyczeć, by ktoś mu pomógł.
Już po chwili mężczyzna pod pięćdziesiątkę wystukiwał trzęsącymi się dłońmi numer pogotowia.
Ambulans przyjechał bardzo szybko, a lekarze na widok dziewczyny we krwi doznali ogromnego szoku. Choć Alek chciał razem z nimi pojechać do szpitala, ci surowo zaprzeczyli i kazali mu wracać do domu. Nawet się nie zorientowali, że chłopak nie jest Anglikiem.
          Operacja nogi dziewczyny trwała 3 godziny. Lekarze robili co tylko mogli, by wyjąć pocisk i jednocześnie nic nie uszkodzić. Ich praca nie poszła na marne; zabieg zakończył się sukcesem. Pani doktor, która ,,została przydzielona'' Leonie, kazała jej leżeć i się nie ruszać. W międzyczasie (kiedy tylko to było możliwe) podpytywała dziewczynę jak się nazywa, a także o adres zamieszkania. Leona milczała jak zaklęta. Po pierwsze, ledwo co zrozumiała lekarkę, gdyż ta mówiła bardzo szybko i z dziwnym akcentem, powodującym, że końcówki i początku wyrazów zlewały się w jedno, niezrozumiałe słowo. Po drugie, nie mogła nic jej powiedzieć, a to dlatego, że uciekła z hotelu do którego przyjechała z Polski w celach doskonalenia i nauki języka. Po trzecie, gdyby coś wypeplała, wmieszałaby po uszy w to całe bagno i siebie i swego ,,towarzysza''.
Tak więc jedyną rozsądną rzeczą, która pozostała jej w tej chwili do zrobienia, było milczenie i czekanie na Alka...
          W tym czasie chłopak zmagał się z przeciwnościami losu, by dostać się do starego gmachu szpitala. I udało mu się. Cudem, bo cudem, ale udało. Spytał wyglądającej na głupią pielęgniarkę, gdzie leży dość wysoka blondynka, z zakrwawionym ramieniem, na co ta z ogromną chęcią odprowadziła go aż pod samą salę, w której przebywała Leona.
Chłopak patrzył tylko przez szybę, gdyż jego wejście do środka, mogłoby wywołać nie lada zamieszanie.
- Biedaczysko...- pomyślał uważnie rozglądając się po obskurnej sali, pomalowanej ,,śliską'' farbą na kolor wypłowiałej bielizny. W tym momencie dostrzegł coś, co spowodowało, że  uśmiechnął się pod nosem- w jego głowie znów zrodził się plan...


















EDIT: Już poprawiłam :))



_____________________________________
Wakacje, wakcje! Oh yeeeaah. Koniec budy ^^.
No i będę mogła częściej dodawać rozdziały :)




9 czerwca 2013

Rozdział 21, cz. I

        Ale że tak po prostu? On? Alek? Duch Romea go pewnie nawiedził, bo to do Alka wcale, a wcale nie podobne! Alek to chłopak szczery do bólu, dążący do celu za wszelką cenę, nieprzejmujący się zdaniem ludzi, może lekko sarkastyczny, czasami umiejący być miłym, ale na pewno nie romantycznym! Spodziewanie się pocałunku lub nawet delikatnego cmoknięcia, byłoby równoważne z zamieszkaniem na Słońcu. No, ale jednak cuda się zdarzają. Och, jakże miło by było, gdyby 'cud pocałunku Alka' się powtórzył. Mmm. Jego ciepłe wargi muskające zmarznięte i spierzchnięte usta Leony po raz drugi...
Romantyczne rozmyślania Leony, gwałtownie przerwał jeden, krótki strzał.
- Oho, przypomniało się facetom, że uciekliśmy!- warknął Alek.- Leona, nie rozglądaj się, tylko uciekaj!!!
Lecz niestety było za późno. Jeden, krótki strzał okazał się być bardzo celny- trafił Leonę w nogę. Już od razu z rany poleciała ciepła i ciemnoczerwona krew, która zapaskudziła spodnie dziewczyny.
Leonie zakręciło się w głowie. Gdy spojrzała do góry, ujrzała tylko wielką kremową plamę z dwoma mniejszymi, ciemnobrązowymi.
- Aaał...- zawyła cieniutko Leona, jednocześnie wydając swój ostatni dźwięk w tym dniu. Już nie wiedziała co się dzieje, zemdlała.
- No i coś ty zrobił?! A jeśli ona wiedziała coś ważnego?! Pięknie! Jeszcze na dodatek pozwoliłeś im uciec, padalcu! Obudź ją i to już, bo jak nie, to sobie popamiętasz!- krzyknął wściekły, wielki mężczyzna do innego, na co ten się oburzył i zaczął uderzać dziewczynę po twarzy, by się wybudziła.
          Alek musiał coś zrobić. Po prostu, tak czuł- czuł chęć działania. Choć ta chęć była bardzo ryzykowna, on jednak spróbował. By nie robić zamieszania, nie udał się w stronę leżącej Leony, przy której klęczał bandyta, tylko w stronę wielkiego mężczyzny obok, którego położony był naładowany pistolet. Chłopak niezauważalnie go chwycił i wycelował w wielkiego mężczyznę, tak, by go nie zabić, tylko unieruchomić na jakiś czas. To samo zrobił z drugim facetem, klęczącym przy Leonie.
- Halo, Leona, słyszysz mnie?!- krzyknął do dziewczyny Alek, lecz ta nie odpowiadała.- Halo? Błagam, powiedz coś!
Zmartwiony i wystraszony chłopak nie wiedział, co ma robić. Do miasta było jakieś 15 kilometrów, a to o wiele za dużo, by przenieść tam dziewczynę. Boże, Boże!
Nagle w głowie chłopaka zaświeciło światełko. Zauważył stojące z zagajniku auto- pewnie z kluczami w stacyjce, bo świeciły się w nim światła.
Od razu podbiegł do Leony, wziął ją na ręce, po czym położył na tylnych siedzeniach w aucie i przykrył leżącym obok kocem. On sam zaś wcielił się w kierowcę i chociaż miał 15 lat uruchomił samochód, po czym pojechał w kierunku miasta. Postanowił, że zostawi samochód na przedmieściach, tak, by nikt go w nim nie zobaczył i co najważniejsze, by nie złapała go policja.
I pojechali...







_________________________________
Dzisiejszy rozdział króciutki, bo pisałam go na szybko. Mam mało czasu; muszę popoprawiać oceny i napisać dwa sprawdziany na których mnie nie było. Boooże ;_;

A tak w ogóle, chciałabym was zaprosić na nowo otwartego bloga mojej ,,realnej'', młodszej koleżanki Renaty- reeneey.blogspot.com
Dziewczyna dopiero co zaczyna, a wspomnę, że pięknie rysuje, więc czytajcie, obserwujcie, komentujcie! xD


29 maja 2013

Rozdział 20

          Leona zdenerwowała się i to nie na żarty. Jak można być złym na kogoś, za to, że się mu uratowało życie!? No, błagam! Z tego właśnie powodu powodu dziewczyna poszła swoją drogą, nie słuchając się tego niewdzięcznika. Choć nie wiedziała dokąd zmierza, była zadowolona, że przynajmniej nie będzie musiała słuchać pojękiwań i postękiwań swojego 'szlachetnego towarzysza'.
          Gdy przebiegła już około 20 metrów, odwróciła się, by sprawdzić (tak z ciekawości) co robi Alek. Jej przeczucie okazało się być słuszne- chłopak siedział na ściętym pniu drzewa z tą swoją pochyloną w bok głową i gapił się na nią wzrokiem ojca syna marnotrawnego.
- Niech ma za swoje, ten pajac jeden!- warknęła sama do siebie Leona- Nie wrócę i już!!!- mówiąc to dziewczyna pokręciła głową i pobiegła w stronę zagajnika malującego się na horyzoncie. Nie obchodziło ją, czy to daleko, czy nie, ważne dla niej było to, że nie musi się już słuchać przywódczego chłopaka.
Po kilkunastu minutach wędrówki w minusowych temperaturach Leona poczuła, że zamarzają jej palce u nóg i u dłoni. Aby je jak najszybciej rozgrzać, postanowiła zatrzymać się na chwilę i powyginać je. W tym celu przykucnęła obok pokrytego śniegiem pieńka i zaczęła je ,,gimnastykować''.

* W tym samym czasie *
         Po odejściu Leony, Alek poczuł dwie rzeczy: ulgę, że nie musi już słuchać użalania dziewczyny, ale też przepełniającą jego głowę odpowiedzialność za nią, którą kilka minut temu bardzo zawiódł. Ale, co tam. Skoro sobie poszła, to widocznie jej się z nim nie podobało i po prostu wróci do hotelu, zapewne bardzo oburzona. Nie ma się czym przejmować. Chociaż... warto mieć ją (w razie czego) na oku.
Z tymi myślami w głowie, Alek poszedł ubitą drogą prowadzącą do miasta. Postanowił, że wpadnie do domu wujka i powie mu o tym, co widział, nie wspominając o porwaniu. Lecz nie było to takie proste. Po pierwsze, nie wiedział gdzie się znajduje i w którą stronę ma iść. Po drugie, w jego głowie nadal tkwił oburzony i jakże pełny smutku wyraz twarzy swej towarzyszki- Leony, który nie pozwalał mu na wędrówkę w inną stronę, niż ona poszła. Ha, i co tu począć? 
A niech będzie. Pójdzie za dziewczyną i będzie ją śledził. 
O nie! Nie śledził, tylko niezauważalnie pilnował. O, tak brzmi znacznie lepiej.
          Kiedy przemaszerował jakiś kawałek, zobaczył Leonę klęczącą przy pniu i robiącą coś dziwnego ze swymi palcami. Dopiero po chwili spostrzegł, że dziewczyna je po prostu rozgrzewa. No tak, nic dziwnego, przy temperaturze obecnie panującej nie trudno było o zamarznięcie palców. O, uwaga. Leona wstała i udała się w kierunku malującego się na horyzoncie zagajnika. Ha, pewnie  myśli, że zaraz za nim ujrzy miasto lub jakikolwiek teren (choć trochę) zabudowany. Biedne to dziewczę, biedne. Za zagajnikiem nie ma nic innego jak gołe pole, aktualnie pokryte grubą warstwą lodu i śniegu.

 ***
          - Haha, Alek myślał, że mnie przechytrzył. Nie! To ja przechytrzyłam jego. Głupi chłopak, poszedł prost w szczere pole, gdzie tylko śnieg! Ludzie, ludzie! Przecież wiadomo, że gdzie zagajnik, tam i zaraz domy się pojawią! Niby taki inteligentny i bystry, a jednak!- myślała sobie Leona, gdy nagle jej oczom ukazał się inny chłopak, siedzący na ziemi i chowający głowę w rękach. Obok niego stała dziewczyna, która darła się wniebogłosy, że on (tzn. ten chłopak z twarzą ukrytą w muskularnych dłoniach) jej już nie kocha, bo nie pójdzie z nią na bal.
- Mój Boże- zawyła do siebie w myśli Leona- Jakie ludzie mają problemy! Kłócą się o jakiś tam bal...- w tej samej chwili dziewczynie przypomniało się, że ona też się pokłóciła i to o jeszcze głupszą błahostkę. To dało jej do myślenia: zapalona do działania, postanowiła jak najprędzej zawrócić i przeprosić Alka (choć wiedziała, że to o n ją powinien przeprosić...). 
Kiedy znalazła się kilkanaście metrów od miejsca, gdzie niedawno obserwowała wkurzoną dziewczynę i smutnego chłopaka, zobaczyła Alka i o mało nie upadła z wrażenia. 
- Znalazł się kurde szpieg, od siedmiu boleści...- warknęła sama do siebie- Ale, ale... miałam być już 'dobra'.
- Ooo, kogo to moje oczy widzą, hę? Leonę! I co?... Jednak wróciłaś?- spytał Alek znów zawadiacko unosząc brew.
- Tak.- odparła Leona, naśladując akcent i wyraz twarzy Alka.- A teraz do hotelu, bo cholera zaraz zamarznę!
- Spoookojnie! A tak w ogóle... to sorry Leona, że się tak na ciebie wydarłem. Faktycznie, uratowałaś nam życie. Dzięki.- wymamrotał dość skrępowany tą niezręczną sytuacją Alek.
- Hohoho, nie sądziłam, że jesteś zdolny do przeprosin.- powiedziała Leona uśmiechając się leciutko pod nosem.- Ale przeprosiny przyjęte.
W tym momencie stało się coś, czego dziewczyna by się w życiu nie spodziewała- Alek przytulił ją i pocałował mówiąc ,,Jeszcze raz sorry''. 
Leonę zatkało. 












__________________________________________
Miałam dodać rozdział wcześniej, ale zapomniałam ;c sorrry!
Bardzo proszę o komentarze... każdy mnie tak motywuje do dalszego pisania, jak nie wiem co. :)

PS. Kocham Sóley! Ona ma taki świetny głos!!!



24 maja 2013

Zapowiedź... :))

Cześć! W ten weekend (albo poniedziałek lub wtorek xD) postaram się dodać nowy rozdział, bo mam natchnienie ^.^.
Btw, przyszedł mi do głowy pomysł, żebym sobie założyła blogowo-prywatnego Facebook'a i jak ktoś by chciał, to mogłabym dodać do znajomych i jednocześnie powiadamiać o nowych rozdziałach... ;-) Wydaje mi się, że przez to mogłabym rozreklamować swoje opowiadanie.
Co wy na to?
A, i jak bym je już założyła, to pewnie powiadomię Was w nowym poście :)



12 maja 2013

Rozdział 19 /cz.III/

          Źle, źle, źle! Och, nie jest źle, jest okropnie! Gdyby czas można było cofnąć... Ale niestety nie ma takiej możliwości. Szkoda. Siedzenie przywiązanym do pełnej drzazg beli, z osobą, której  się prawie nie zna i to na dodatek z zaklejonymi kończynami wcale nie jest przyjemne.
          Pierwszy ocknął się Alek. Oddychał ciężko i nawet najmniejsze światło powodowało, że jego oczy się zamykały.
Chłopak z trudem rozejrzał się po pomieszczeniu. Było tu brudno, zimno i mokro. Pod niewielkim okienkiem znajdującym się na drugim końcu tej nory, siedziało czterech mężczyzn o zbójeckich gębach. Najwyraźniej coś obmawiali. Obok nich leżała otwarta walizka w której znajdowało się kilka butelek najtańszego alkoholu oraz cała masa przemokłych szmat (trudno to nazwać ubraniami). Na ten widok Alek skrzywił się z niesmakiem. Nagle poczuł, że coś za nim się poruszyło i że to coś było bardzo blisko niego. A tym czymś była dziewczyna o rzadko w Polsce spotykanym imieniu- Leona.
Jak mógł o niej zapomnieć! Ha, i właśnie to znaczy brać odpowiedzialność za dziewczynę, której się prawie nie zna... Och!
- Halo, słyszysz mnie?- szepnął Alek w stronę Leony. W odpowiedzi usłyszał ciszę, lecz chwilę potem dziewczyna znów się poruszyła i jednocześnie się ocknęła.
- Teraz mnie słyszysz?- spytał ponownie.
- Terazzz tooo tttakkk... Zzzimno tttu; źźźle mmmi, a mmmówiiiłeś, że bbbędzie dobbbrze! Niennnawidzę cięęę!- krzyknęła Leona, co spowodowało nagłą interwencję bandytów. Wielki mężczyzna (jako najagresywniejszy z tej całej bandy) gwałtownie wstał z krzesła i ruszył w stronę porwanych dzieci.
- A wam to się już od tego siedzenia we łbach popieprzyło? Cicho być, bo jak nie to psami poszczuję!!!- krzyknął wielki mężczyzna, na co inny podnosząc rękę odpowiedział mu następująco:
- Ależ Marku! Spokojnie, nie ma się co denerwować. Niech sobie gadają, przecież zostało im tylko parę godzin życia... Pamiętaj, spokojnie!- usłyszawszy wypowiedź tego faceta, Alek i Leona wystraszyli się jak nigdy w życiu. Nie spodziewali się, że ci mężczyźni mogą ich zabić 'od tak' i to za parę godzin! Na co im potrzebne trupy piętnastolatków?! Na zrobienie strachów na wróble?
Zdruzgotani tym, co przed chwilą usłyszeli, zaczęli poważnie myśleć. A myślenie w tym momencie było niezwykle trudną czynnością!...
         Trzeba działać tu i teraz. Ale nie bezmyślnie. Ważne jest, by siedzący przy stole mężczyźni nic nie zobaczyli. Hm, tylko jak?!...
Alek zdawał sobie sprawę z tego, że Leona nic mądrego raczej nie wymyśli. Ta dziewczyna działa zbyt gwałtownie, zbyt pochopnie. Posłuchanie się jej groziłoby śmiercią natychmiastową-pomyślał. Ale się pomylił. W głowie Leony tworzył się plan. I to wcale nie taki zły, jakby się po tej 'zbyt gwałtownej i pochopnej' dziewczynie mogło spodziewać.
- AAAAAAAAAAA!- krzyknęła nagle Leona, co spowodowało, że mężczyźni (o dziwo wszyscy) wstali i podbiegli do dziewczyny powoli wyciągając schowane w kieszeniach pistolety. Lecz ona była sprytniejsza. Pomimo bólu, który nadal czuła, wyciągnęła (tak jak bandyci: z kieszeni) gaz pieprzowy i zaczęła nim psikać po oczach wrogów. Zdziwieni zachowaniem dziewczyna mężczyźni zaczęli kaszleć i wrzeszczeć wniebogłosy.
- Ha i dobrze im tam! Alek, wiejemy!- krzyknęła Leona wołając tym samym jej towarzysza, który patrzył z niedowierzaniem na tą całą sytuację. Gdy zdyszani oddalili się jak najdalej to było możliwe, ze zmęczenia padli na ziemię ciesząc się, że żyją. Tak, że żyją. Może i brzmi to dość paradoksalnie, ale tak było.
- Ej, Leona, skąd ty masz gaz pieprzowy?- spytał Alek- Tylko nie mów, że u ciebie w domu się tego używa...
- Znalazłam w aucie tych bandziorów. A co? Myślałeś, że to moje?
- Nie, nie, skądże...- choć chłopak zaprzeczył, to tak naprawdę, myślał inaczej.
- Ehe... dobra, co teraz robimy? Jesteśmy na jakimś 'angielskim' pustkowiu bez żadnej mapy, ani niczego w tym stylu! Teraz zostaje nam tylko głodówka i śmierć z zimna. Haha.- zaśmiała się sucho dziewczyna, w której nadal żyły wydarzenia z ostatniego czasu.
- Nie jest aż tak źle. Wiem, którędy jest do miasta. Za mną.- mówiąc to chłopak obrócił się napięcie i długim krokiem zaczął podążać w kierunku południowym.
          Nagle zrobiło się niezwykle (jak na zimę) ciepło. Zasłonięte dotychczas chmurami niebo ukazało swój błękit, a brudny śnieg jakby 'zbielał'. Robiło się pięknie!
I chociaż jeszcze nie tak dawno (może 15 minut temu?) było okropnie, teraz rozpogodzone niebiosa zaczęły 'pocieszać' zagubioną dwójkę.
- Na pewno wiesz, gdzie idziesz?- spytała podejrzliwie Leona- Bo coś mi się wydaje, że znowu pakujesz nas w kłopoty...
- Nie pakuję. Ja po prostu staram się dotrzeć jak najszybciej do miasta i przy okazji dowiedzieć się czegoś o tych facetach. Nie wyglądają mi na mafię. Wg mnie to 'miejscowi rabusie' czający się na majątek Grant'ów bez żadnego planu. Lecz ich szef, to ktoś zupełnie inny. To ktoś, kto nie drze japy z byle powodu i nie strzela do ludzi 'od tak'. On umie zabić kilkoma, nawet nie głośnymi słowami bez użycia przemocy, chyba, że za słowo przemoc uważasz śmierć głodową. I właśnie o nim chcę się dowiedzieć jak najwięcej.
- No, ale po co o nim, skoro to ci 'miejscy rabusie' zabili i szantażowali Honoratę?
- Bo to on za wszystkim stoi.
- Z tego co powiedziałeś, wynika, że ten cały szef nie przekazał swym podwładnym żadnego planu działania. Wyznaczył im tylko cel. Czemu? Przecież, gdyby im powiedział jak mają postępować, już dawno zdobyliby to, co zdobyć chcą.
- Dobrze rozumujesz, lecz ich szef jest cholernie sprytny i przebiegły. Nie powierzył swoim podwładnym żadnego planu, ponieważ, gdyby namierzyła ich policja, on mógłby się ich najzwyczajniej w świecie wyprzeć, a gliny nie miałyby żadnego dowodu na jego współpracę z tymi facetami, no chyba, że wystarczyłyby im nic nie warte słowa 'miejscowych rabusiów'. I wiesz, co by się wtedy stało? 'Miejscowych rabusiów' posadziliby za kratki, natomiast ich szefa-nie-szefa jeszcze odznaczyli by orderem, za to, że się nie poddał presji bandytów!
- Aaa, i wtedy ten szef mógłby nadal prowadzić swą nielegalną działalność?...- spytała Leona porcjując sobie pytanie za pomocą gestykulacji.
- Tak.
- No dobrze, a jaka jest w tym twoja rola?
- Moją rolą jest udowodnienie winy szefa tej bandy. Gdybym teraz powiedział policji, że to wszystko wina jednego mężczyzny, który by się zapewne wszystkiego wyparł, wyśmialiby mnie i odesłali z poczuciem przegranej do domu.
- Rozumiem. A jak chcesz udowodnić jego winę?... Bo wiesz, to może się okazać niewykonalnym wyzwaniem...
- Nie ma rzeczy niewykonalnych, Leono. Ja po prostu nakręcę filmik podczas, gdy i bandyci, i ich szef będą ze sobą rozmawiać. Szczerze mówiąc, to ... (nie obraź się), ale popsułaś mój plan. Gdybyśmy zostali w tej piwnicy miałbym wielkie szanse na nakręcenie moją mini-kamerką filmu, tak bardzo mi potrzebnego...
- Jak śmiesz! Nie słyszałeś, co mówili ci bandyci!? Że nas zabiją! Powinieneś mi na kolanach dziękować, za to, że nas wyratowałam!
- Ej, spokojnie, nie drzyj się! Nikt ci nie kazał nas ratować. Gdyby to było potrzebne, sam bym to zrobił. Ci pseudo bandyci tylko nas tak straszyli.- to, co Leona przed chwilą usłyszała, wstrząsnęło nią jeszcze bardziej niż zachowanie 'miejscowych rabusiów'. Zdenerwowała się i to nie na żarty.
- Skoro tak, to ja sobie pójdę sama! Nie jestem ci wcale potrzebna!!!- mówiąc to, dziewczyna pokazała Alkowi środkowy palec, po czym gwałtownie się obróciła i pobiegła przed siebie.
- Leona, no! Stój!- krzyknął w ślad za dziewczyną Alek.- Ach, Leona! Jeszcze się zgubisz i co? I będę cię musiał szukać po całym Londynie! Zostań!



_______________________________________________
Znowu długo czekaliście, och, przepraszam, ale nie umiem wyrobić się z tym wszystkim! A tym bardziej, że robi się coraz cieplej i coraz bliżej do wakacji, nic mi się nie chce robić ^^.
Zauważyliście nowy szablon? Bardzo mi się podoba!

Pozdrawiam, Róża ;)





28 kwietnia 2013

Rozdział 19 /cz.II/

           Gdy 'malarka' skończyła malować, wzięła pod pachę sztalugę i podreptała w kierunku szklanych drzwi. Popatrzyła przez nie chwilkę (nieco podejrzliwym wzrokiem), ale szybko jej się to znudziło, więc zaciągnęła za sobą firankę i znikła w głębi posesji. W przeciwieństwie do niej, Alkowi i Leonie wcale się nie nudziło. Siedzieli schowani za składzikiem drewnianych belek i bacznie obserwowali wielkiego, łysego faceta, który równie bacznie przyglądał się posiadłości Grant'ów. Patrzył, patrzył i patrzył, w skutek czego w jego mózgu coś się przestawiło.
Gwałtownie wyciągnął z kieszeni pistolet i zaczął strzelać gdzie popadnie- przed siebie, za siebie, w bok; dla tego mężczyzny to nie miało znaczenia. Był rozwścieczony. Wiedział, że jego plan związany z obrabowaniem domu Grant'ów poległ w gruzach. A dlaczego? A dlatego, że nie spodziewał się aż 10 ochroniarzy, uzbrojonych po uszy, rozmieszczonych wokół całej willi i czychających właśnie na takich bandziorów jak on.
Miał teraz tylko jedno wyjście- porwanie. Ale nie bezsensowne- z okupem. Skoro od Grant'ów szmal za trudno wyłudzić, można zrobić coś łatwiejszego. ,,Najlepiej porwać by było dzieciaka- za dzieciaka płacą najszybciej i najwięcej...''- pomyślał sobie chytrze mężczyzna, gdy nagle dostrzegł właśnie to, co w tym momencie pragnął zobaczyć, a mianowicie dwójkę (TAK, DWÓJKĘ!) dzieciaków chowających się na składzikiem. Od razu zaczął mierzyć w ich kierunku. Padł 1 strzał, 2 strzał, 3 strzał i... i cholera nic! Bachory ani drgnęły! Siedzą i się telepią ze strachu, ale nawet na myśl im nie przychodzi, żeby uciekać!
- Wyłazić mi stąd! NATYCHMIAST!- [padły kolejne dwa strzały, tym razem jeden niemalże oderwałby Leonie palca; dziewczyna zaczęła szlochać, że chce do domu, że się boi, lecz Alek nie reagował]- Ja pierdziele, ile mam jeszcze powtarzać!?- mówiąc to, a raczej wrzeszcząc bandyta podbiegł do dwójki skulonej ze strachu, po czym skrępował ich nogi, ręce i usta grubym sznurem. Oni oczywiście próbowali się wyrwać, ale na marne. Chwilę potem, mężczyzna zawlókł ich do samochodu i tam rzucił, jakby byli nic niewartymi workami kamieni. Alek i Leona wystraszyli się nie na żarty. Dziewczyna zaczęła wrzeszczeć; myślała, że może malarka ją usłyszy, ale na próżno. Zamiast tego bandyta uderzył ją z całej siły z twarz. Leona zawyła z bólu, a na jej policzku ukazała się długa na 10 centymetrów czerwona krecha, z której kropelka po kropelce zaczęła spływać krew. Alkowi serce pękało. To przez niego ta Bogu ducha winna dziewczyna cierpi! Ale on nie mógł nic zrobić... Wszystkie kończyny miał związane. Jednakże ni stąd, ni zowąd chłopak otarł swoim ramieniem Leosiową krew, która teraz spływała nie jedną, ale trzema strużkami. A ona nawet tego nie poczuła- tak bardzo ją bolało.
- To nie tak miało się skończyć!!!- wykrzyczał sobie w duszy Alek- Wujku cholerny, gdzie ty jesteś!?- chłopak był potwornie wściekły na siebie, na ten cały zakichany Londyn i w ogóle na wszystko. Chciał się teraz znaleźć w domu, przy swoim instrumencie; ale nie. Życie chciało inaczej- życie chciało, żeby został porwany przez mafię (!) i to na dodatek z dziewczyną, której tak naprawdę nie zna.
Nagle Alek zobaczył, że z Leoną dzieje się coś dziwnego- jej związane kończyny zaczęły drżeć, oczy straciły dotychczasowy połysk i stopniowo się zamykały. Dodatkowo rana na jej policzku nadal krwawiła, powodując, że wyglądała jak śmierć na chorągwi. Boże!
Zdenerwowany chłopak trącił ją łokciem- nie zareagowała. Trącił ją jeszcze raz, trochę mocniej i nic.
Leona zemdlała.
Gdyby ktoś ją teraz zobaczył, pomyślałby, że już umarła!
Alek spanikował. Nie wiedział co ma robić- nigdy nie był w takiej sytuacji. Kiedy wpadł mu do głowy pomysł, auto z piskiem opon zahamowało i zatrzymało się. Pierwszy wysiadł wielki mężczyzna, całkowicie zapominając o dwójce siedzącej w przyczepie. Dopiero gdy przeszedł kilka kroków, olśniło go i z niechęcią po nich zawrócił.
- No już! Wysiadać! Ale szybciej, do cholery, nie chce mi się czekać w nieskończoność! A teraz do piwnicy!- wrzasnął bandyta, jednocześnie popijając piwo. Alek z Leoną wypełnili jego rozkaz, no bo cóż by mieli zrobić? Uciec, po to, by ich zastrzelono? Nie. To nie było tutaj wyjściem.
         Wielki mężczyzna zaciągnął ich do ciemnej, zimnej i mokrej piwnicy, a następnie przywiązał do drewnianej beli podtrzymującej sufit. Alek myślał gorączkowo; bandycie wydało się to podejrzane, więc ogłuszył go i brutalnie zakleił mu usta. To samo zrobił Leonie, która była półprzytomna. Wydarzenia z ostatnich 30 minut przewróciły jej życie do góry nogami.  Nie wiedziała co ma teraz zrobić, jak działać i to ją strasznie pogrążało. Tak samo czuł się Alek, z tą różnicą, że w jego głowie powoli zaczął się tworzyć pomysł...



_______________________________________________________________________
Jeszcze raz przepraszam, że tak długo musieliście czekać na ten rozdział ;c. Postaram się pisać częściej.

22 kwietnia 2013

Przepraszam, obiecuję poprawę

Chciałabym Was bardzo przeprosić za dłuuugi zastój w pisaniu nowych rozdziałów. Nowe rozdziały nie pojawiały się dlatego, że zorganizowałam sobie tydzień bez Internetu. Skoro wytrzymałam tydzień, to czemu miałabym nie wytrzymać więcej?... I się udało. Od 7 kwietnia ani razu nie skorzystałam z komputera. NIC. Och, teraz mam ogromną satysfakcję i pewność, że nie jestem uzależniona :-). Wam też radzę spróbować takiego czegoś.
Nowy rozdział powinien się pojawić w najbliższy weekend. Bardzo chcę, aby był dopracowany i długi, więc dlatego dopiero wtedy.
Jeszcze raz przepraszam ;-).
Mam nadzieję, że  nie zapomnieliście jeszcze o moim blogu i że tu jeszcze zaglądacie...


Nieuzależniona od Internetu Róża








7 kwietnia 2013

REMONT

UWAGA! NIE PRZEJMUJCIE SIĘ WYGLĄDEM BLOGA, JA GO ZMIENIAM!

Rozdział 19 /cz.I/

          Zaczęło się. A Leona o tym nie miała najmniejszego pojęcia! Zresztą, z tego miejsca nie mogła nic podejrzewać. No bo przecież wszystko było w porządku! I nawet słońce się świeciło, powodując, że śnieg zaczął się iskrzyć, jakby był z cukru. Było tak ładnie, tak biało. Aż chciało się rzucić w te zaspy i wytarzać ja jakiś szczeniak. Ale Leona tak nie zrobiła, choć z całej siły tego pragnęła. Ale nie uczyniła tego, bo po prostu nie wypadało.
          Szli oświetloną przez słońce ulicą, mijając typowo angielskie kamienice wykonane przeważnie z czerwonej cegły. Niemalże w każdym oknie siedziała jakaś babcia, wyglądająca chyłkiem zza firanki, jakby kogoś śledziła i myślała, że jej nie widać. Od tego 'widoku' Leona aż zachichotała.
- Z czego się śmiejesz?- spytał drętwo Alek, spekulując, co mogło dziewczynę tak rozśmieszyć.
- Popatrz w prawo. Palcem ci nie pokażę, bo się oburzą.
- Kto się oburzy?
- No popatrz w prawo! W okna!
- Aaa.. - powiedział Alek uśmiechając się i (jak to miał w zwyczaju) kręcąc głową.
Po przejściu prawie 2- kilometrowej ulicy, Alek z Leoną znaleźli się w nieprzyjemnym miejscu, a mianowicie w straszącym nagimi drzewami zakątku opustoszałego osiedla. Stało tu mnóstwo zardzewiałych i wybrakowanych samochodów oraz budynków z powybijanymi oknami. Jedyną rzeczą, która nie pasowała do tego otoczenia, był lśniący, pewnie ledwo co wyczyszczony, czarny pick-up toyoty. Przez zaparowane okna widać w nim było tylko delikatny zarys kilku postaci- najprawdopodobniej mężczyzn. Alek od razu chciał podejść bliżej i obejrzeć wszystko dokładniej, lecz Leona mu nie pozwoliła (jak to często bywa u dziewczyn, po prostu bała się o swego towarzysza). Chłopak popatrzył się na nią z wielkim wyrzutem, lecz ta odwróciła głowę i ruszyła w kierunku podupadłego muru. Alek poszedł za nią, no bo cóż miał innego zrobić? Kiedy znaleźli się przy górce cegieł, która kiedyś była murem, Leona oznajmiła, że z tego miejsca będzie lepiej i bezpieczniej obserwować. To co powiedziała, okazało się później 100% prawdą.
Po jakichś 10 minutach, mężczyźni siedzący w aucie wyszli z niego uśmiechając się szyderczo. Najwyższy i najlepiej z nich zbudowany, trzymał w ręku zgrabną, brązową walizeczkę z jakąś nalepką na rączce. Nagle zwołał do siebie wszystkich innych i szepnął im coś, na co oni skinęli głowami, po czym oblepili błotem tablice rejestracyjne pick-up'a toyoty.
- No!- zakrzyknął najwyższy facet- Ale wrobiłem Mackie'ego i Tommy'iego! Haha, co za pajace! Pojechali aż do Polski, bo zażyczyłem sobie jaszczurki! Dobra, chłopaki, jedziemy do Grant'ów. Trzeba tego starego dziada załatwić. No już!!! Na co do cholery czekacie, co!? Ruszamy, bo jeszcze ktoś nas zauważy!- mówiąc to, cała banda facetów (było ich 5), wsiadła do samochodu i ruszyła w kierunku 2-kilometrowej ulicy z babciami w oknach.
- Boże, to bandyci! Ja stąd zwiewam! Słyszałeś, co powiedział ten największy? ,,Trzeba załatwić starego dziada''!!!- pisnęła wystraszona nie na żarty Leona.
- Spoookojnie! Nie ma się czego bać! Jak się będziemy tak chować, to nic nam nie zrobią.
- Ehe, na pewno... -odburknęła zła tym, że tu jest Leona.
- Wiem gdzie pojechali. Rodzina Grant'ów mieszka za parkiem, w wielkiej willi przy rzeczce. To niedaleko stąd. Idziemy!
- CO!? Do tych bandytów!? NIE!!!- wrzasnęła na całe gardło, popadając w histerię.- Ja się śmierci do rąk nie pcham!
- Co by ci się mogło stać? Na nic im nie jesteś potrzebna. Nie panikuj, idziemy.
- Ale jak coś mi się stanie, to powiem Lisowskiej, że to tylko twoja wina!
- Okeeej. Chodź już.- po tych słowaach udobruchana dziewczyna ruszyła za Alkiem.
Chłopak mówił, że posiadłość Grant'ów jest niedaleko, lecz tak naprawdę aby do niej dojść, trzeba było wędrować półtora godziny przez zabłocone drogi i dróżki Londynu. A wspomnę, że pogoda z chwili na chwilę robiła się coraz gorsza: gdy uciekli z hotelu było ciepło i świeciło słońce, a teraz niebo zachmurzyło się do tego stopnia, że nie zostało nawet najmniejszego śladu po tak mocno wcześniej świecącym słońcu.
           Posiadłość Grant'ów była jednym słowem przepiękna! Nieskazitelnie białe ogrodzenie świetnie kontrastowało z błękitnawym kolorem willi i jej ciemnobrązowym dachem. A chociaż była zima, ogród okalający posesję wyglądał naprawdę imponująco!
Bandziory zaparkowały swoje auto przecznicę dalej, pewnie dlatego by nikt ich nie zidentyfikował. Najpierw coś wspólnie obmawiali, a potem każdy z nich poszedł w innym kierunku- tylko wielki i dobrze zbudowany mężczyzna został na miejscu. Po chwili wyciągnął z kieszeni komórkę i zrobił zdjęcie willi Grant'ów.
- Na cóż mu zdjęcie? - pomyślała Leona drapiąc się po głowie.
Długo się nad tym nie zastanawiała, gdyż jej uwagę przyciągnęła inna dziewczyna, starsza od niej, siedząca na krzesełku turystycznym i malująca coś. Gdy tylko ich spojrzenia spotkały się, dziewczyna-malarka wesoło pomachała. Oczywiście Leona odpowiedziała tym samym.
- Szukacie czegoś? Ach, przepraszam, to znaczy sorry! Are you looking for something?- spytała malarka.
- Nie musisz mówić po angielsku! Jesteśmy z Polski!- odkrzyknęła w jej stronę Leona, na co Alek zdenerwował się i powiedział, że przecież 'bandyta' ich może usłyszeć.
- Ooo goście z Polski!- uśmiechnęła się radośnie dziewczyna ze sztalugą- Szukacie czegoś, zgubiliście się? Bo wiecie, tu łatwo zbłądzić.
- Nie.- odburknął wściekły Alek- Leona, idziemy!




__________________________________________
Przepraszam, że długo czekaliście  na ten rozdział i że nie jest on specjalnie długi. Mam w planach zmienić nagłówek, szablon i w ogóle wszystko! x) Może macie jakieś pomysły? :)
A i przypominam, że...
CZYTASZ=KOMENTUJESZ!


Pa! Pa!

6 kwietnia 2013

Zapowiedź.

Dzisiaj lub jutro pojawi się rozdział 19. Przepraszam, że długo nie pisałam, ale jakoś tak wyszło xd.   Chyba jeszcze zmienię nagłówek, bo ten mi się znudził :-).
Dzisiaj umrze Bromski z Komisarza Alexa ;c Ja deprechy dostanę! ;-;



Pa!

30 marca 2013

Rozdział 18 /cz.II/


           Po obejrzeniu notatnika Alka, Leona była pod ogromnym wrażeniem umiejętności chłopaka. Nie przypuszczała, że taki zwyczajny osobnik jak on, jest w stanie narysować coś tak pięknego! Niesamowite; niesamowite! Urzeczona tymi 'arcydziełami' dziewczyna postanowiła pójść do kierownika hotelu i skserować tam sobie rysunki Alka. Dla niepoznaki, znowu owinęła notes chustą, po czym wyszła z łazienki skradając się na palcach niczym intruz. Otworzyła drzwi, rozglądnęła się i ujrzała Alka opierającego się o ścianę, z rękoma na krzyż, przez co aż wrzasnęła.
- Boże! Co tak ludzi straszysz!?- oburzyła się Leona. 
- Ja straszę?...- spytał Alek unosząc brew.
- TAK, do cholery!- zdenerwowała się dziewczyna.
- Dobra, dobra. Oddaj notatnik.
- Jaki notatnik?! O co ci chodzi?!
- Nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi...
- Wcale nie udaję, że nie wiem o co chodzi!
- To pokaż, co chowasz w tej chuście za swoimi plecami.
- A co, to już chusty nie wolno sobie trzymać... za plecami...?
- Wolno, wolno, ale Ty masz w niej mój notatnik. Oddaj go.
- Ty jesteś jakiś nienormalny! Czepiasz się o Bóg wie co!- po tych słowach, Alek najzwyczajniej w świecie wyszarpnął Leonie chustę wraz z notatnikiem i popatrzył się na nią spod oka, na co dziewczyna odparła, że bardzo ładnie rysuje.
- Ale z Ciebie kłamczucha. Oj Leona.- pokręcił głową Alek, dyskretnie się uśmiechając.
- No co?! Do ciekawskich w końcu świat należy!
- A nie do odważnych?
- Do odważnych też, ale przede wszystkim do ciekawskich.
- Niech Ci będzie, ale następnym razem jak będziesz chciała 'pożyczyć' mój notatnik, po prostu spytaj.
- Pytałam i pytałam, a Ty NIE!
- Pytałaś się w sposób niezwykle nachalny. Pamiętaj, że zawsze jak będziesz się tak pytać, uzyskasz jedną, jedyną odpowiedź: NIE.
- Zapamiętam sobie... - Leona odwróciła głowę w bok, gdyż dostrzegła, że chłopak patrzy się jej prosto w oczy.- Nie patrz się tak na mnie! Bo mnie zabijasz wzrokiem, zły człowieku.
- Wiem o tym. Okej, mam do Ciebie jeszcze jedną sprawę. Pytałaś się siostry?...
- Ups. Nie. Zapomniałam! Ale mogę zaraz do niej zadzwonić, jeśli zechcesz!
- Dobra, jak do tej pory nie zadzwoniłaś, to już nie musisz. Wiesz, że teraz mamy czas wolny? Jak chcesz, to możesz iść ze mną 'na miasto'... Więc jak? Idziesz?
- A wolno w ogóle?
- Pewnie nie wolno, ale co z tego.- zaskoczona tą odpowiedzią Leona popatrzyła się na chłopaka, na co ten ponowił swoje pytanie.
- Dobra. Mogę pójść z Tobą, ale jak coś się stanie, cała wina przejdzie na Ciebie, okej?
- Okej, okej; umiem się wymigać ze wszystkiego. Za dziesięć minut widzimy się tu, na ławce. Jakoś musisz przemycić kurtkę... Nara.- mówiąc to, chłopak zniknął w ciemności korytarza.
- Nara.- odparła Leona, chociaż Alka już nie było widać.
          Wstrząśnięta podjętą przed chwilą decyzją, Leona podreptała do swojego pokoju, szurając starymi jak świat trampkami Karoliny. Dziewczyna nie wiedziała, dlaczego zgodziła się pójść z chłopakiem 'na miasto'*. Przecież to się może źle skończyć! A jak ich ktoś napadnie, pobije i Bóg wie co jeszcze!? Tak na marginesie, Londyn to miasto bandytów... Och, och, po cóż ona się zgadzała? Ale już (jak to się mówi) 'po ptakach'. Klamka zapadła.
Plan na najbliższy czas, zapowiada się tak: trzeba będzie wcisnąć jakiś kit bojącej się samotności Oldze, następnie przemycić kurtkę i udać się w kierunki ławki na korytarzu. W teorii proste, lecz w praktyce bardzo trudne.
Bajką, którą udało się wpoić Oldze, było to, że Leona strasznie źle się czuje, więc musi pójść do pani Lisowskiej, żeby ta dała jej jakieś proszki. Zatroskana Olga zaoferowała ze swojej strony pomoc, to jest odprowadzenie dziewczyny do nauczycielki, ale Leona stanowczo zaprzeczyła, a Olga nie próbowała z nią dyskutować.
Uf, teraz zostało tylko wziąć kurtkę i udać się w stronę ławki.
Ale jak tu wziąć kurtkę, skoro Olga siedzi przy szafie, niczym strażnik przed wrotami ogromnej fortecy? Nagle Leonie przypomniało się, że jak ostatnim razem chciała wyjść na dwór, w pośpiechu odwiesiła swoje okrycie na wieszaku, przed pokojem. Ale szczęście!
Już chwilę później, dziewczyna siedziała sobie na ławce, a dosłownie na swojej kurtce. Jeśli chodzi o Alka, to przyszedł on kilka minut po Leonie, przepraszając za to, że nie zjawił się jako pierwszy. Oczywiście dziewczyna te przeprosiny przyjęła.
           Wyjście z hotelu, polegało na przeciśnięciu się przez okienko w toalecie na parterze (tak zrobił Alek, w pierwszy dzień po przyjechaniu do Londynu, więc ten patent był już sprawdzony i godny zaufania). Leona bardzie się zdziwiła, a nawet wystraszyła, gdy to usłyszała, lecz na szczęście Alek wytłumaczył jej wszystko, krok po kroku tak, że dziewczyna uspokoiła się w pełni. Już po chwili każde z nich znajdowało się w toalecie (Leona w damskiej, Alek w męskiej) i ostrożnie wychodziło przez ciasne okienko tuż pod sufitem. Kiedy znaleźli się na dworze, Alek wyciągnął swój notatnik i pokazał dziewczynie plan na najbliższą godzinę. Leona pokiwała głową (niby, że wszystko jej pasuje) po czym gwałtownie obróciła się i zrobiła kwaśną minę.
I właśnie od tego momentu, życie dziewczyny całkowicie się zmieniło...


* Jeśli ktoś nie czytał poprzednich rozdział, to od razu mówię, że 'wyjście na miasto' jest tutaj przenośnią i chodzi w niej o to, że Alek z Leoną nie idą na zakupy, randkę czy coś w tym stylu, tylko idą 'węszyć' w sprawie zabójstwa przyjaciółki Alka- Honoraty.





_____________________________________
Przeczytałeś|-aś? Skomentuj! Każdy komentarz, to o g r o m n a motywacja do dalszego pisania ;) I to jeszcze z wybitymi palcami ;c






29 marca 2013

Awesome photos from inspiration's pages.

Ta notka nie będzie w ogóle powiązana z moim dotychczasowym opowiadaniem, ale koniecznie muszę wam pokazać przepiękne zdjęcia, które udało mi się znaleźć bodajże na tumbrl albo pingerze. Proszę bardzo, oto one ;-):







(Mniej więcej, tak wyobrażam sobie hotel z mego opowiadania)





O takiej fryzurze marzę! Chcę zamienić te moje kręcone kłaki na proste uporządkowane, krótkie włosy! ;-D



Balonik, balonik i po baloniku ;o




Gapię się w to morze, gapię i nie mogę przestać.... Moje nowe uzależnienie..



Lana *.*







Przepraszam, że ten post taki nijaki, że nie ma dalszej części rozdziału, ale zaraz wyjeżdżam i nie będzie mnie cały weekend i chciałam was o tym poinformować. Być może w niedzielę wieczorem dodam następny rozdział. Pozdrawiam ciepło!
Róża ;*