24 grudnia. Wigilia... Czas, który Leona uwielbiała; lecz w tym roku akurat tak nie było. Po ostatniej kłótni z mamą czuła się dziwnie samotna i smutna, a t dlatego, że mama nie pozwoliła jej się nawet sprzeciwić, nie pozwoliła jej nawet skomentować tego całego wyjazdu.
Ale z drugiej strony rzecz biorąc, wyjazd do innego kraju mógłby być bardzo ciekawym wydarzeniem w życiu 15-letniej dziewczyny, gdyż ona nigdy wcześniej nie była za granicą. No może raz gdy Leona miała 7 lat, z babcią i dziadkiem bylina nartach w Czechach. Ale nic poza tym.
Te wszystkie myśli kłębiły się w głowie dziewczyny, a ona, taka niewinna, nie umiała znaleźć rozwiązania, jak się z tym całym zamieszaniem uporać... Pomyślała sobie, że może przyłożyłaby się lepiej do matematyki i jeszcze np. fizyki (z którą też jej kiepsko szło) a wtedy mama zrozumiałaby, że jej córka nie jest taka tępa, jak jej się wydaje...
Leona powoli wyczołgała się z łóżka przeciągają się przy tym i ziewając. Zgrabnie ułożyła pościel, po czym schowała ją do szafy. Przez chwilę wyjrzała za okno i znów zobaczyła t,ę samą dwójkę facetów, co widziała kilka dni wcześniej. Tym razem wyglądali na bardziej zdenerwowanych niż poprzedni.
- Stary, jej nigdzie nie ma! - syknął mężczyzna w brązowej czapce-uszatce.
- Ojeju, znajdziemy ją, znajdziemy. Nie bój żaby Mackie. Damy radę. Zostało nam jeszcze sporo czasu.
- Jeśli według ciebie 4 dni to sporo czasu, to sam sobie ją znajdź! Jesteśmy już w tym mieście tydzień i jeszcze jej nie mamy! - po tych słowach Mackie ściszył ton głosu - Wydaje mi się, że ktoś nas obserwuje. Wynośmy się stąd. Nie chciałbym, żeby ktokolwiek się o nas dowiedział. Pamiętasz, co mówił szef? Albo ktoś nas rozpozna, albo...-i w tym momencie mężczyzna przejechał palcem po szyi.
Leona z ich rozmowy usłyszała tylko imię: Mackie.
I niestety nic więcej. Używam tu słowa ,,niestety'', gdyż Leona była dziewczyną z natury ciekawską, pragnącą wiedzieć wszystko, co się wokół niej dzieje.
Nagle, całkowicie niespodziewanie, mama zapukała do pokoju mówiąc:
- Leona, dzisiaj na Wigilię idziemy do państwa Górskich. Oni nigdzie nie wyjeżdżają, my tak samo, więc dlaczego mielibyśmy nie zjeść tej kolacji razem? Ta rodzina jest bardzo sympatyczna i zdyscyplinowana. Podoba mi się. Chyba nie będziesz miała nic przeciwko? ... Za chwilę babcia podaje śniadanie. Nie spóźnij się, bo to babci specjalna potrawa przed wigilijna. - mówiąc to mama odeszła.
I Leonie znów zrobiło się niedobrze.
Przecież oni, Lilczewscy, co roku spożywali wieczerzę tylko w gronie najbliższych. Tak samo Górscy. Więc, dlaczego w tym roku mieliby zjeść ją razem!?
- Och mamo, mamo. Czemu stawiasz mnie w takich sytuacjach?- pomyślała rozgoryczona Leona- Ale dobrze. Obiecywałam na Komunii, że będę się rodziców słuchać... A może jednak będzie fajnie? ...Sama nie wiem. Dobra, pożyjemy, zobaczymy.- po chwili Leona wkroczyła do kuchni i zjadła to ,,przed wigilijne śniadanie''.
Kilka godzin później dziewczyna siedziała przy kuchennym stole, ubrana już odświętnie na Wigilię. Chociaż jej strój, był po prostu strojem galowym ze szkoły, czuła się niezwykle dziwnie.
- No no wnusiu. Jak ślicznie wyglądasz! Szkoda, że Patusia nie może cię zobaczyć...
- Szkoda w ogóle, że jej tu z nami nie ma. Wszystko u niej w porządku?
- Jakby było nie w porządku to by do mnie zaskajpajowała. Teraz, to ja mam laptopa włączonego non-stop. Bo wiesz, jakby chciała mi coś ważnego powiedzieć, a je nie byłabym online, to Bóg wie co by się mogło zdarzyć! Och, któraż to już godzina? Rany Boskie, 17! Idziemy wnusiu, idziemy, jeszcze tylko zawołaj dziadka i rodziców!- Leona zrobiła tak jak jej kazała babcia. Po chwili wszyscy stali przed starymi, dębowymi drzwiami o numerze 14. Otworzyła im kobieta w koronkowej sukience.....
Ale z drugiej strony rzecz biorąc, wyjazd do innego kraju mógłby być bardzo ciekawym wydarzeniem w życiu 15-letniej dziewczyny, gdyż ona nigdy wcześniej nie była za granicą. No może raz gdy Leona miała 7 lat, z babcią i dziadkiem bylina nartach w Czechach. Ale nic poza tym.
Te wszystkie myśli kłębiły się w głowie dziewczyny, a ona, taka niewinna, nie umiała znaleźć rozwiązania, jak się z tym całym zamieszaniem uporać... Pomyślała sobie, że może przyłożyłaby się lepiej do matematyki i jeszcze np. fizyki (z którą też jej kiepsko szło) a wtedy mama zrozumiałaby, że jej córka nie jest taka tępa, jak jej się wydaje...
Leona powoli wyczołgała się z łóżka przeciągają się przy tym i ziewając. Zgrabnie ułożyła pościel, po czym schowała ją do szafy. Przez chwilę wyjrzała za okno i znów zobaczyła t,ę samą dwójkę facetów, co widziała kilka dni wcześniej. Tym razem wyglądali na bardziej zdenerwowanych niż poprzedni.
- Stary, jej nigdzie nie ma! - syknął mężczyzna w brązowej czapce-uszatce.
- Ojeju, znajdziemy ją, znajdziemy. Nie bój żaby Mackie. Damy radę. Zostało nam jeszcze sporo czasu.
- Jeśli według ciebie 4 dni to sporo czasu, to sam sobie ją znajdź! Jesteśmy już w tym mieście tydzień i jeszcze jej nie mamy! - po tych słowach Mackie ściszył ton głosu - Wydaje mi się, że ktoś nas obserwuje. Wynośmy się stąd. Nie chciałbym, żeby ktokolwiek się o nas dowiedział. Pamiętasz, co mówił szef? Albo ktoś nas rozpozna, albo...-i w tym momencie mężczyzna przejechał palcem po szyi.
Leona z ich rozmowy usłyszała tylko imię: Mackie.
I niestety nic więcej. Używam tu słowa ,,niestety'', gdyż Leona była dziewczyną z natury ciekawską, pragnącą wiedzieć wszystko, co się wokół niej dzieje.
Nagle, całkowicie niespodziewanie, mama zapukała do pokoju mówiąc:
- Leona, dzisiaj na Wigilię idziemy do państwa Górskich. Oni nigdzie nie wyjeżdżają, my tak samo, więc dlaczego mielibyśmy nie zjeść tej kolacji razem? Ta rodzina jest bardzo sympatyczna i zdyscyplinowana. Podoba mi się. Chyba nie będziesz miała nic przeciwko? ... Za chwilę babcia podaje śniadanie. Nie spóźnij się, bo to babci specjalna potrawa przed wigilijna. - mówiąc to mama odeszła.
I Leonie znów zrobiło się niedobrze.
Przecież oni, Lilczewscy, co roku spożywali wieczerzę tylko w gronie najbliższych. Tak samo Górscy. Więc, dlaczego w tym roku mieliby zjeść ją razem!?
- Och mamo, mamo. Czemu stawiasz mnie w takich sytuacjach?- pomyślała rozgoryczona Leona- Ale dobrze. Obiecywałam na Komunii, że będę się rodziców słuchać... A może jednak będzie fajnie? ...Sama nie wiem. Dobra, pożyjemy, zobaczymy.- po chwili Leona wkroczyła do kuchni i zjadła to ,,przed wigilijne śniadanie''.
Kilka godzin później dziewczyna siedziała przy kuchennym stole, ubrana już odświętnie na Wigilię. Chociaż jej strój, był po prostu strojem galowym ze szkoły, czuła się niezwykle dziwnie.
- No no wnusiu. Jak ślicznie wyglądasz! Szkoda, że Patusia nie może cię zobaczyć...
- Szkoda w ogóle, że jej tu z nami nie ma. Wszystko u niej w porządku?
- Jakby było nie w porządku to by do mnie zaskajpajowała. Teraz, to ja mam laptopa włączonego non-stop. Bo wiesz, jakby chciała mi coś ważnego powiedzieć, a je nie byłabym online, to Bóg wie co by się mogło zdarzyć! Och, któraż to już godzina? Rany Boskie, 17! Idziemy wnusiu, idziemy, jeszcze tylko zawołaj dziadka i rodziców!- Leona zrobiła tak jak jej kazała babcia. Po chwili wszyscy stali przed starymi, dębowymi drzwiami o numerze 14. Otworzyła im kobieta w koronkowej sukience.....
Rozdział 3