20 stycznia 2013

Rozdział 5

          - Święta, święta i po świętach...- tym jakże optymistycznym akcentem, babcia powitała Leonę pierwszego dnia szkoły w nowym roku.- Jezus Maria! Leonciu, spójrz która to już godzina! Wpół do ósmej!
- Spokojnie babciu... Już wychodzę.- odparła Leona
- A śniadanie?!
- Zjem sobie po drodze. No to paaa!- dziewczyna już miała wychodzić z bloku, gdy babcia zbiegła po nią na sam dół
- Czegoś zapomniałam?- spytała Leona
- To ja się pytam: na pewno wszystko masz...?
- Och babciu...
- Bo wiesz, później Irenka będzie się darła, a mnie od tego głowa pęka.
- Tak, wszystko mam. Muszę już iść, bo się spóźnię.
          Po dziesięciu minutach Leona znalazła się w szatni, w której siedziało chyba pół klasy. Każdy każdemu opowiadał, cóż to działo się podczas tej prawie dwutygodniowej przerwy.
Leona patrzyła na to wszystko z pogardą.
Przecież każdy z każdym widział się codziennie, np. na górce. Jeśli chodzi o górkę, to klasa Leony, nie chodzi tam po to, by sobie pozjeżdżać na sankach, tylko po to, straszyć małe dzieci, które są akurat bez opieki dorosłego... Żenujące, prawda?
          Pierwszą lekcją był język polski. Pani Orzeszkowa (tak, jej nazwisko jest takie samo, jak nazwisko wybitnej pisarki- Elizy Orzeszkowej) całą lekcję omawiała lekturę, nie dopuszczając nikogo oprócz siebie do wypowiedzi. Później, 3a, miała 3 w-f-y pod rząd jako zastępstwa za chemię, historię i WOS. Pierwsze wytłumaczenie, dlaczego nie ma tych nauczycieli, to to, że pewnie mają kaca po Sylwestrze, albo trafiła w nich petarda i leżą teraz zagipsowani niczym mumie w odległym szpitalu...
Na wf-ie rzucali piłką lekarską na odległość. Alek miał szczęście, gdyż nie ćwiczył  z powodu jakiegoś przeziębienia (Leona wiedziała, że nic mu nie jest; po prostu cwaniak zaczął udawać przed matką chorego, a ta mu wypisała zwolnienie).
Wracając do piłki lekarskiej cała klasa miała się ustawić numerkami z dziennika. Leona była 14...
- Numer 14.... Leona Lilczewska!- zawołała pani od wf-u.
- Już, już idęęę.- syknęła cicho Leona.
Podeszła do białej linii na której była ustawiona piłka lekarska.
Dziewczyna próbowała ją podnieść lecz...lecz nie umiała!
Nauczycielka popatrzyła na nią z ironią mówiąc:
-  Dziewczyno, ileś ty musiała jeść na Wigilii! No bierzże i rzucaj tą piłkę, bo inni czekają!
Leona zmotywowana poleceniem nauczycielki podniosła piłkę. Gdy unosła ją na wysokość barków, wywróciła się, upadając na lewe ramię.
- Aaaaauuu!!!- zawyła
- Jezu, Leona! Co ty wyprawiasz!?- wrzasnęła nauczycielka. Gdy zobaczyła, że Leona leży na podłodze i to na dodatek z lejącą się z nosa krwią również zawyła.- DZIECI, IDŹCIE STĄD! Małgosiu, biegnij do pana Grzesia i każ mu powiadomić dyrekcję!- Małgosia skinęła głową, patrząc z niesmakiem na Leonę. - ALEK! ZOSTAŃ NO TU NA CHWILĘ, JA MUSZĘ IŚĆ PO APTECZKĘ!
Alek natychmiast podbiegł do leżącej dziewczyny. Ułożył ją w pozycji bezpiecznej, gdyż wiedział, że Leonie stało się coś poważnego.
- Halo? Co ci jest?- spytał przejęty
- Ramię.... Auuu! - odpowiedziała Leona dławiąc się nadal cieknącą z nosa krwią.
- Zaraz przyjedzie karetka. Spoookojnie!- gdy Alek powiedział ,,spokojnie'' dziewczyna zmrużyła oczy i już nie wiedziała, co się z nią dzieje....



         

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Dziękuję!/ Thank you!
Jeśli piszesz z konta 'Anonimowy' imieniem lub nickiem- będzie mi łatwiej odpisać ;))