Była godzina 5 rano. Alek wiedział, że albo teraz wstanie i potajemnie wyjdzie z hotelu, albo będzie musiał czekać kilka dni do następnej okazji. Oczywiście wybrał pierwsze wyjście. Śniadanie było dopiero o 10, więc miał mnóstwo czasu na spotkanie z wujkiem i udanie się w ciemne strony miasta.
Założył na siebie grubą, polarową bluzę, sportową kurtkę i nieprzemakające buty (na dworze było około -5 stopni Celsjusza), po czym na palcach wyszedł z pokoju, tak by nikt go nie usłyszał i nie zauważył. Uf, udało się. Teraz był sam w długim, ciemnym i pustym korytarzu. Co jakiś czas dało się usłyszeć wodę płynącą w rurach, albo ciche pobrzękiwanie telewizora z pokoju o numerze 140.
Plan Alka był nieskomplikowany- wystarczyło zejść na parter, udać się do toalety (niby za potrzebą), po czym otworzyć średniej wielkości okienko (tuż po przyjeździe chłopak sprawdził, czy w ogóle da się je otworzyć; okazało się, że da) i najnormalniej w świecie przez nie wyjść. Jak postanowił, tak też zrobił. Gdy tylko znalazł się w łazience, zwinnie otworzył okienko znajdujące się nieco pod sufitem, a następnie wdrapał się na nie (przy pomocy kaloryfera) i wyskoczył na podwórze.
Było cholernie zimno. Jeszcze zimniej niż się spodziewał. Oprócz tego było ciemno i zapowiadało się na deszcz. No ale cóż, trudno.
Wujek Alka mieszkał niedaleko hotelu, w małym, jednorodzinnym domku na końcu ulicy. Chociaż była dopiero 5, czyli godzina o której wszyscy śpią i mają powyłączane światła, w domu wujka Alka było całkowicie na odwrót. W każdym oknie paliło się żółte, ciepłe światło, dzięki któremu można było zobaczyć wnętrze mieszkania.
Alek jednym, mocnym szarpnięciem otworzył furtkę (chociaż była ona zamknięta na klucz) i udał się wyłożoną kostką dróżką do drzwi. Zapukał, lecz w rezultacie nikt mu nie odpowiedział. Znowu zapukał- tym razem kilka razy i znacznie głośniej. Wujek go usłyszał i natychmiast otworzył drzwi.
- Ohoho, kogoż to moje oczy widzą? Synka chrzestnego! Widziałam cię wczoraj pod hotelem, tylko był za duży tłum, a ja nie chciałam się przez niego przepychać. Rozumiesz, pognietliby mi płaszcz. Ach te dzieciory niewychowane. Oczywiście, nie mówię o tobie, młody. To co? Idziemy ,,powęszyć''?- spytał wujaszek unosząc nieco jedną brew.
- Jasne, przecież po to tu przyszedłem. -odpowiedział mu Alek.
- I ma się rozumieć, panie Sherlocku. Możemy założyć, że ja będę Watsonem, pasuje?
- Pasuje. To zbieraj się wujek, a ja tu poczekam.
- Chcesz czekać tu na mrozie? Lepiej by ci było poczekać u mnie w przedpokoju, chociaż mam straszny syf, no ale przynajmniej będzie ci cieplej. Chodź, chodź młody.
- Idę, idę 'stary'.- odparł Alek, wchodząc do nieogarniętego (w sensie nieposprzątanego) domu wuja.
W całym pomieszczeniu unosił się zapach kawy, niedojedzonego obiadu i dezodorantu, co tworzyło nieprzyjemną dla nosa kompozycję. Chłopak usiadł na pufie tuż przy stercie niepoukładanych papierów. Z tego, co z nich wyczytał, wywnioskować by można, że te 'niepoukładane papiery' to ważne sekcje zwłok jakiegoś mężczyzny. Ach, ten wujek!
Alek raz usłyszał od swego ojca, że wujek w prosektorium (prosektorium to miejsce pracy chrzestnego), przy z w ł o k a c h jada obiady! I to bez żadnego pochamowania. Dla niego (wujka oczywiście, nie ojca) poważne zabójstwo, to powód do wymyślania 'czarnych kawałów'! ,,On sięga szczytów bezczelności, a ja pozwoliłam by był ojcem chrzestnym mego syna!''- mawia oburzona matka Alka, pani Górska.
Po paru minutach wuj Mareczek (tak mawiają na niego znajomi) wyszedł z głębi mieszkania, z podróżnym plecaczkiem na ramieniu. Pokazał ręką, by Alek wstał, po czym wyciągnął z pufy (była ona otwierana) pęk kluczy.
- Nieźłeś ukrył te klucze, wuju.- zdziwił się Alek, na co wuj Mareczek uśmiechnął się pod nosem i zamknął drzwi: na zamek górny, środkowy i dolny, komentując, że jak złodziej zobaczy tyle zamków, to mu się nawet nie będzie chciało przez furtkę przechodzić, a co dopiero włamywać się do chałupy.
Gdy tylko obydwoje udali się w stronę miasta, zaczęło kropić. Wujowi najwyraźniej to wcale nie przeszkadzało, natomiast Alek się wściekł.
- Świetnie, zaraz lunie i jak wrócę do hotelu to wszystko będę miał mokre, a co wtedy Lisowska sobie pomyśli, no co cholera, no?!- wrzeszczał do siebie w duchu potwornie zły Alek. Rozmyślania przerwał mu wujek Mareczek, pokazując coś palcem.
- Młody, to tu. Tutaj ostatnio widziałem tych prawdopodobnych mafiozaurów. Trzeba będzie cię ucharakteryzować na tutejszego, bo inaczej, to od razu pomyślą, żeś tu obcy i że węszysz. Powiem ci jeszcze jedną, ale bardzo cenną uwagę, słuchaj. Wiesz chyba, że najwięcej jest zabójstw pod hasłem ,,Widziałeś, musisz zginąć''? Więc bardzo cię proszę, nie przyglądaj się tu tak dokładnie wszystkiemu, bo na 100% ci coś zrobią, a mi będzie przykro, jak będę cię musiał badać w moim prosektorium.
- Dobra, dobra. A do tego twojego prosektorium, to ja nawet po śmierci nie zajrzę. - odparł z przekąsem Alek.
Charakteryzacja na 'tutejszego' polegała na przybrudzeniu kurzem lub popiołem kurki, wywinięciu niechlujnie spodni tuż przy dole i pognieceniu ich oraz ubrudzeniu błotem wymieszanym ze śniegiem butów. Nic nadzwyczajnego, ale jednak powodowało, że żaden człowiek się na chłopaka nie gapił tak, jak przed tą całą charakteryzacją.
- No! I teraz wyglądasz jak prawdziwy Londyński chłopak! Jeszcze ci tylko gazety pod pachę wcisnąć i ludzie pomyliliby cię z ich własnym dzieckiem! Uuuważajjj. Idzie chyba szef mafii. Tak, to on. Mamy go w aktach. Uch, straszny bandzior; kilkakrotnie zmieniał swoje dane, pewnie teraz nazywa się jeszcze inaczej, niż mamy go spisanego. Ale to mu nic nie da; jak go rozpoznam chociażby na drugiem krańcu świata...
_________________________________
Od dzisiaj postanawiam pisać długie i przemyślane rozdziały, a nie tak jak wcześniej. :-)
Ostatnio strrasznie polubiłam Lanę del Rey ;o
Założył na siebie grubą, polarową bluzę, sportową kurtkę i nieprzemakające buty (na dworze było około -5 stopni Celsjusza), po czym na palcach wyszedł z pokoju, tak by nikt go nie usłyszał i nie zauważył. Uf, udało się. Teraz był sam w długim, ciemnym i pustym korytarzu. Co jakiś czas dało się usłyszeć wodę płynącą w rurach, albo ciche pobrzękiwanie telewizora z pokoju o numerze 140.
Plan Alka był nieskomplikowany- wystarczyło zejść na parter, udać się do toalety (niby za potrzebą), po czym otworzyć średniej wielkości okienko (tuż po przyjeździe chłopak sprawdził, czy w ogóle da się je otworzyć; okazało się, że da) i najnormalniej w świecie przez nie wyjść. Jak postanowił, tak też zrobił. Gdy tylko znalazł się w łazience, zwinnie otworzył okienko znajdujące się nieco pod sufitem, a następnie wdrapał się na nie (przy pomocy kaloryfera) i wyskoczył na podwórze.
Było cholernie zimno. Jeszcze zimniej niż się spodziewał. Oprócz tego było ciemno i zapowiadało się na deszcz. No ale cóż, trudno.
Wujek Alka mieszkał niedaleko hotelu, w małym, jednorodzinnym domku na końcu ulicy. Chociaż była dopiero 5, czyli godzina o której wszyscy śpią i mają powyłączane światła, w domu wujka Alka było całkowicie na odwrót. W każdym oknie paliło się żółte, ciepłe światło, dzięki któremu można było zobaczyć wnętrze mieszkania.
Alek jednym, mocnym szarpnięciem otworzył furtkę (chociaż była ona zamknięta na klucz) i udał się wyłożoną kostką dróżką do drzwi. Zapukał, lecz w rezultacie nikt mu nie odpowiedział. Znowu zapukał- tym razem kilka razy i znacznie głośniej. Wujek go usłyszał i natychmiast otworzył drzwi.
- Ohoho, kogoż to moje oczy widzą? Synka chrzestnego! Widziałam cię wczoraj pod hotelem, tylko był za duży tłum, a ja nie chciałam się przez niego przepychać. Rozumiesz, pognietliby mi płaszcz. Ach te dzieciory niewychowane. Oczywiście, nie mówię o tobie, młody. To co? Idziemy ,,powęszyć''?- spytał wujaszek unosząc nieco jedną brew.
- Jasne, przecież po to tu przyszedłem. -odpowiedział mu Alek.
- I ma się rozumieć, panie Sherlocku. Możemy założyć, że ja będę Watsonem, pasuje?
- Pasuje. To zbieraj się wujek, a ja tu poczekam.
- Chcesz czekać tu na mrozie? Lepiej by ci było poczekać u mnie w przedpokoju, chociaż mam straszny syf, no ale przynajmniej będzie ci cieplej. Chodź, chodź młody.
- Idę, idę 'stary'.- odparł Alek, wchodząc do nieogarniętego (w sensie nieposprzątanego) domu wuja.
W całym pomieszczeniu unosił się zapach kawy, niedojedzonego obiadu i dezodorantu, co tworzyło nieprzyjemną dla nosa kompozycję. Chłopak usiadł na pufie tuż przy stercie niepoukładanych papierów. Z tego, co z nich wyczytał, wywnioskować by można, że te 'niepoukładane papiery' to ważne sekcje zwłok jakiegoś mężczyzny. Ach, ten wujek!
Alek raz usłyszał od swego ojca, że wujek w prosektorium (prosektorium to miejsce pracy chrzestnego), przy z w ł o k a c h jada obiady! I to bez żadnego pochamowania. Dla niego (wujka oczywiście, nie ojca) poważne zabójstwo, to powód do wymyślania 'czarnych kawałów'! ,,On sięga szczytów bezczelności, a ja pozwoliłam by był ojcem chrzestnym mego syna!''- mawia oburzona matka Alka, pani Górska.
Po paru minutach wuj Mareczek (tak mawiają na niego znajomi) wyszedł z głębi mieszkania, z podróżnym plecaczkiem na ramieniu. Pokazał ręką, by Alek wstał, po czym wyciągnął z pufy (była ona otwierana) pęk kluczy.
- Nieźłeś ukrył te klucze, wuju.- zdziwił się Alek, na co wuj Mareczek uśmiechnął się pod nosem i zamknął drzwi: na zamek górny, środkowy i dolny, komentując, że jak złodziej zobaczy tyle zamków, to mu się nawet nie będzie chciało przez furtkę przechodzić, a co dopiero włamywać się do chałupy.
Gdy tylko obydwoje udali się w stronę miasta, zaczęło kropić. Wujowi najwyraźniej to wcale nie przeszkadzało, natomiast Alek się wściekł.
- Świetnie, zaraz lunie i jak wrócę do hotelu to wszystko będę miał mokre, a co wtedy Lisowska sobie pomyśli, no co cholera, no?!- wrzeszczał do siebie w duchu potwornie zły Alek. Rozmyślania przerwał mu wujek Mareczek, pokazując coś palcem.
- Młody, to tu. Tutaj ostatnio widziałem tych prawdopodobnych mafiozaurów. Trzeba będzie cię ucharakteryzować na tutejszego, bo inaczej, to od razu pomyślą, żeś tu obcy i że węszysz. Powiem ci jeszcze jedną, ale bardzo cenną uwagę, słuchaj. Wiesz chyba, że najwięcej jest zabójstw pod hasłem ,,Widziałeś, musisz zginąć''? Więc bardzo cię proszę, nie przyglądaj się tu tak dokładnie wszystkiemu, bo na 100% ci coś zrobią, a mi będzie przykro, jak będę cię musiał badać w moim prosektorium.
- Dobra, dobra. A do tego twojego prosektorium, to ja nawet po śmierci nie zajrzę. - odparł z przekąsem Alek.
Charakteryzacja na 'tutejszego' polegała na przybrudzeniu kurzem lub popiołem kurki, wywinięciu niechlujnie spodni tuż przy dole i pognieceniu ich oraz ubrudzeniu błotem wymieszanym ze śniegiem butów. Nic nadzwyczajnego, ale jednak powodowało, że żaden człowiek się na chłopaka nie gapił tak, jak przed tą całą charakteryzacją.
- No! I teraz wyglądasz jak prawdziwy Londyński chłopak! Jeszcze ci tylko gazety pod pachę wcisnąć i ludzie pomyliliby cię z ich własnym dzieckiem! Uuuważajjj. Idzie chyba szef mafii. Tak, to on. Mamy go w aktach. Uch, straszny bandzior; kilkakrotnie zmieniał swoje dane, pewnie teraz nazywa się jeszcze inaczej, niż mamy go spisanego. Ale to mu nic nie da; jak go rozpoznam chociażby na drugiem krańcu świata...
_________________________________
Od dzisiaj postanawiam pisać długie i przemyślane rozdziały, a nie tak jak wcześniej. :-)
Ostatnio strrasznie polubiłam Lanę del Rey ;o
Wszystkie twoje rozdziały są super i te długie i te krótkie. Ty to masz prawdziwy talent do pisania nie mogę się nadziwić, a tak wgl jeśli mogę spytać to ile masz lat, jak nie chcesz nie musisz odpowiadać tak tylko chciałabym wiedzieć :)
OdpowiedzUsuńW lipcu 15 lat ;3
OdpowiedzUsuńJeju masz tyle lat a piszesz już taką powieść, że ymm... nie mogę po prostu opisać. Ja chcę wiedzieć co będzie za kilka lat :D
OdpowiedzUsuńEm nie wiem co będzie za kilka lat xd
UsuńFajny dział :D . Czy Leona (mówisz, że chcesz zmienić, no to mi się podoba np. Elena) i Alek będą razem ? To było by romantyczne :**
OdpowiedzUsuńMoże zmienię na Elena.. nie wiem w sumie xd A jeśli chodzi o to, czy będą razem, to tajemnica i jakbym ci ją powiedziała, nie byłoby wtedy tak ciekawie ;* Pozdrawiam!
UsuńAha ... :D
UsuńWiesz, ja ci nie chcę narzucać, ale jakby byli razem to...:)
OdpowiedzUsuń